Do tego spotkania musiało dojść! Jeśli ktokolwiek potrafiłby odkryć tajemnicę Kuby Rozpruwacza, to właśnie Sherlock Holmes. Nie ulega wątpliwości, że gdyby detektyw wszechczasów istniał naprawdę, tożsamość psychopaty zostałaby szybko ujawniona. Może jednak dobrze się stało, że zbrodniarz uszedł wymiarowi sprawiedliwości? Jego ofiarom i tak wszystko jedno, natomiast za sprawą nierozwiązanej zagadki legenda Kuby wciąż żyje, podsycając wyobraźnię kolejnych pokoleń twórców. Co prawda nie było wśród nich Artura Conana Doyle’a, twórcy postaci Holmesa, lecz od czego kino, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych? Na srebrnym ekranie wszystko może się zdarzyć. Skoro detektyw z Baker Street mógł niedawno stoczyć pojedynek z dinozaurem (Sherlock Holmes wytwórni Asylum), nic nie stoi na przeszkodzie, by stawił czoła najsłynniejszemu seryjnemu mordercy.
Drogi Sherlocka i Kuby po raz pierwszy skrzyżowały się w telewizyjnym filmie A Study In Terror, ale rozgłos osiągnął dopiero Murder By Decree, jak na kinową produkcję przystało dysponujący odpowiednim budżetem i gwiazdorską obsadą. W roli słynnego duetu detektywów wystąpili Christopher Plummer (Holmes) i James Mason (Watson). Co prawda początkowo planowano gwiazdy jeszcze świetniejsze, Laurence Olivera i Petera O’Toole, jednak ich obopólna niechęć uniemożliwiła współpracę. Chyba dobrze się stało, że do niej nie doszło, trudno bowiem wyobrazić sobie Holmesa i Watsona patrzących na siebie z ukosa, cedzących swoje kwestie przez zęby bądź otwarcie prawiących sobie złośliwości. Natomiast Plummer i Mason przynajmniej na ekranie doskonale się dogadują. Mimo ewidentnych różnic charakteru i temperamentu ani przez chwilę nie sposób wątpić, że tę dwójkę łączy prawdziwa męska przyjaźń. O ile jednak James Mason jako poczciwy i nieco zatroskany Watson nie budzi u nikogo zastrzeżeń, nie wszystkich ortodoksyjnych fanów przekonuje plummerowski Sherlock. Dla wielu jest zbyt impulsywny jak na detektywa, który u Doyle’a zachowywał zawsze zimną krew. Emocjonalna gra Plummera ma również zwolenników, dostrzegających w niej podkreślenie ludzkiego charakteru bohatera, który nierzadko bywał portretowany jednostronnie, jako bezbłędna maszyna do rozwiązywania zagadek. Nie zaliczając się do grona sherlockowych purystów, którzy każde odstępstwo od oryginału poczytują za herezję, nie widziałem w roniącym krokodyle łzy detektywie niczego fałszywego. Trudno przecież zachować zimną krew, gdy ma się do czynienia z otchłanią zła i bezmiarem ludzkiego cierpienia.
Mając w pamięci charakter zbrodni Rozpruwacza, nie sposób wątpić, że intryga, nad którą biedzą się Holmes i Watson, zalicza się do tych najmroczniejszych. Usprawiedliwia to poetykę grozy, w jakiej utrzymany jest cały film. Akcja rozgrywa się głównie nocą, wśród spowitych gęstą mgłą uliczek. Duszny klimat zastępuje makabrę, o jaką doprawdy byłoby nietrudno przy wątku Kuby. Całkiem słusznie uznano, że epatowanie krwią i flakami nie współgra z dyskretnym i eleganckim stylem opowieści o Holmesie. Sama zagadka jest należycie skomplikowana, jednak banalnie prosta dla każdego, kto ma za sobą lekturę From Hell. Dla czytelników komiksowego arcydzieła Alana Moore’a związek pomiędzy jurnym następcą tronu, rozprutymi nierządnicami i masońską lożą jest oczywistością. Zarazem inaczej niż u Moore’a, samemu mordercy poświęca się wyjątkowo mało miejsca. W ostatecznym rozrachunku jego osoba okazuje się dość nieistotna, będąc zaledwie narzędziem w rękach potężniejszych sił.
Ripperolodzy mogą poczuć się tym faktem niedopieszczeni, jeśli jednak cenią sobie doborową obsadę, pocieszą ich znakomite role drugoplanowe i epizodyczne. Skorumpowanym inspektorem jest Dawid Hemmings (Powiększenie, Głęboka czerwień), jako zbolałe medium występuje Donald Shuterland (Casanova, Nie oglądaj się teraz), zaś w ministra spraw wewnętrznych wciela się sam John Gielgud (Caligula, Księgi Prospera). Główną przyjemnością jest natomiast możliwość obserwowania przy pracy najsłynniejszego detektywa wszechczasów, który tym razem przybrał arystokratyczny profil Christophera Plummera. To jedno z mocniej zapadających w pamięć ekranowych wcieleń detektywa, który w odróżnieniu od np. Winnetou, odtwarzanego niezmiennie przez Pierre Brice’a, miał już setki twarzy i pewnie jeszcze niejedną nas zaskoczy.
Klimatycznie zamglone kadry:Zagraj to jeszcze raz, Holmes!
Demonie ślepia Kuby
"Sherlocku, ratuj!" Wizyta delegacji obywatelskiej
Wszystkiemu winni są... Juwes?!?
Shuterland jako umęczone wizjami medium
Nie odnotowana w podręcznikach ofiara Kuby
Burza mózgów
Mędrca szkiełko i oko
Inspektor niegodny zaufania
Wstrząsające odkrycie
Recenzja w stylu wypracowania gimnazjalisty.
OdpowiedzUsuń"nie widziałem w roniącym krokodyle łzy detektywie niczego fałszywego" to zdanie wewnętrznie sprzeczne, a "wszech czasów" pisze się oddzielnie. Dwa błędy wyłapane z pobieżnej lektury tej naiwnej recenzyjki.