Pokazywanie postów oznaczonych etykietą walka płci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą walka płci. Pokaż wszystkie posty

13 grudnia 2010

Komiksowy Cytat Tygodnia - Pan Naturalny

Cheryl Borck zagościła zaledwie w czterech odcinkach przygód Pana Naturalnego, to jednak wystarczyło, by wywarła niezatarte wrażenie na każdym męskim czytelniku. Trudno się dziwić! Powiedzieć, że idealnie wyraża crumbowski fantazmat kobiety silnej i potężnej, to jeszcze za mało. Samo piekło nie zna straszliwszej od niej furii! W pełni zasługuje na pseudonim Devil Girl (w wydaniu PL: Diablica). A teraz fundamentalne pytanie: Czy mielibyśmy szanse u tak temperamentnej dziewczyny? Cóż, wystarczy odpowiedzieć na pytanie, ile mamy w sobie z Flakeya Mazgaja, a ile z Pana Naturalnego...


Flakey Mazgaj: Bardzo ładnie dzisiaj wyglądasz, Cheryl...
Diablica: No taka jestem ładna... I co z tego?
Diablica: (międli jęzorem)
Flakey Mazgaj: Ja-ja...
Przyjaciółka Diablicy: Ha, ha ha... Oto nadludzki język!

(...)


Pan Naturalny: To ci jazda!

Pan Naturalny: No i po wszystkim.
Niezły cyrk, co?
Daj mi sekundę, nałożę coś na siebie.

Flakey Mazgaj: Psst! Cheryl!
Chodź! Wynośmy się stąd!!


Diablica: Panie Naturalny? Panie Naturalny? Gdzie jesteś?
Flakey Mazgaj: Ale ja tylko chciałem ci pomóc, wyciągnąć cię ...od tego...
Diablica: Wracaj lepiej do bezpiecznego mieszczańskiego yuppie światka z ogródkiem i zajmij się swym beznadziejnym życiem.
Pan Naturalny: Taa, obudź się wreszcie i przejrzyj na oczy, Mazgaj! Ha ha!
Cheryl, doprowadź się do porządku!


Pan Naturalny: Nie powinnaś była tak na niego naskakiwać, kochana. Ma dobre serce... Kocha cię bardziej, niż na to zasługujesz...
Diablica: Nie tknęłabym go nawet twoim fiutem! Ożeń się ze mną! Proszę! Chcę być z tobą już na zawsze...
Pan Naturalny: O, to by dopiero było. Soczku?
Diablica: Nie...
Pan Naturalny: Nie wszystkie ptaki mogą żyć w niewoli, rozumiesz, co mam na myśli, skarbie? Weź lepiej prysznic, ubierz się, a Flakey odwiezie cię do domu. Zobaczysz, jutro rano świat znowu nabierze kolorów!
Diablica: SPIERDALAJ! NIENAWIDZĘ CIĘ!

Diablica: Widzisz, jak mnie traktuje? Jak ostatnie gówno! Wiesz, co dla niego wczoraj zrobiłam? Umyłam mu stopy swoimi włosami, na klęczkach.
Flakey Mazgaj: Dobry Boże!
Pan Naturalny: To był twój pomysł, nikt cię do tego nie zmuszał, moja panno!
Diablica: Bla hum.
Pan Naturalny: Niesamowita była. Śliniła się jak dziecko nad moimi palcami. Ale wcześniej czy później wszystkie kobiety zaczynają strzelać fochy. Musisz być z nimi stanowczy, Mazgaj!
Diablica: Chcesz gryza?
Flakey Mazgaj: Chyba mam depresję...

Flakey Mazgaj: To wszystko jest tak przygnębiające, Panie Naturalny. Ktoś z takim potencjałem, z takim intelektem, wykorzystujący swoje moce do...
Diablica: Każ mu się wynosić.. Ćlam ćlam..
Pan Naturalny: Do czego?
Flakey Mazgaj: Do manipulacji... i poniżania kobiet! Czuję się, jakby mi ktoś pałką w głowę dał.
Pan Naturalny: Dlaczego zwalasz wszystko na mnie?
Flakey Mazgaj: Powraca stara prawda... Władza demoralizuje i...
Diablica: A weź już przestań!
Ty nie masz o niczym pojęcia! Cały jesteś spanikowany, ręce ci się trzęsą, Boże, Boże, co mam z nią robić...

Diablica: A Pan Naturalny wie, co lubię.. Po prostu wie.
Flakey Mazgaj: Cheryl, przecież przed chwilą...
Pan Naturalny: Prawda jest taka, Mazgaj, że to ja jestem wykorzystywany!
Dziwka z piekła rodem wciąga mnie głębiej i głębiej w bagno doznań seksualnych, powoli spija moją energię, moją esencję... Powoli mnie WYKAŃCZA!.
Diablica: Pochlebiasz mi... Ale jaki to ładny pomysł na śmierć, prawda?
Flakey Mazgaj: Nie wierzę ci! Przecież to jasne, że sprawujesz nad wszystkim kontrolę, Panie Naturalny, widziałem na własne oczy! Ohyda!

Pan Naturalny: No, taki już los podglądaczy.
Diablica: Nie wierz w ani jedno jego słowo, Mazgaj! Masz rację! To on wydaje rozkazy.
Pan Naturalny: Lepiej już idźcie, obydwoje. Czas na moje ćwiczenia oddechowe. A tu zaczyna się robić bardzo ciasno.
Flakey Mazgaj: Nie rozumiem, Cheryl. Dlaczego pozwalasz mu na to wszystko?
Diablica: Nic nie poradzę... Wielbię ziemię, po której stąpa. Bo to prawdziwy, NATURALNY MĘŻCZYZNA!!
Pan Naturalny: Otóż to.
Flakey Mazgaj: Pomocy!

PS. Tłumaczenie (pierwszorzędne!): Anna Warso

3 grudnia 2010

Niedostępne?

Diuk Jan, zwany również Sebastianem Polakiem, gotów jest na każde zuchwalstwo w imię miłości do królewny Rychezy, zwanej także Beatrycze prawem analogii z muzą Dante Alighieriego (zwanego tutaj Aligerusem). Bohater wielce nietypowej powieści historycznej Teodora Parnickiego nie tylko ściga po całej Europie tajemniczego osobnika, najprawdopodobniej odpowiedzialnego za śmierć ojca swej ukochanej, polskiego króla Przemysława II, ale też nie waha się prosić samego papieża o sfinansowanie wyprawy na drugi koniec oceanu, gdzie wedle wszelkiego podobieństwa znajduje się Czyściec, a może także rozwiązanie zagadki płci Ducha Świętego/Duszycy Świętej (wybór nazewnictwa zależny od zapatrywań). Ojciec Święty nie wyraża jednak zgody na szaleńczą ekspedycję, uznając, że Jan bardziej się przyda w Polsce, pełniąc zaszczytną funkcję watykańskiego poborcy podatków! Nie tylko pod tym względem papież Jan XXII okazuje zdrowy rozsądek i przenikliwość. Oto, w jaki sposób analizuje mechanizm funkcjonowania platonicznej miłości poetyckiej (za kilka wieków przyjmie ona miano "romantycznej"), mającej za obiekt kochankę doskonałą i nieziemską, czyli Beatrycze...

"Żadna Beatrycze nie jest nigdy niczym innym niż tylko odbiciem zwierciadlanym, czyli inaczej jeszcze: powtórzeniem matki własnej... Jak nas rodziły panie Beatrycze - te osiągnięte - ojców naszych, spodziewamy się od naszych pań Beatryczy (spodziewanie takie przecież może być równie dobrze świadome, półświadome, zaledwie świadome lub w ogóle bezwiedne), iż nam z kolei będą rodzić dzieci. Gdy chce rodzić dzieci z kim innym, nie zaś z nami - czyli dosięgnąć nie możemy jej - jesteśmy skłonni mówić, by ukryć wstyd z powodu niemożności dosięgnięcia jej: 'Jest tak wysoko, że nikt by jej nie dosięgnął'.
...Lecz że w przeciwieństwie do nas są tacy, których stać na sięgnięcie i bardzo nawet wysoko - opędzamy się myślom, tak bardzo upokarzającym dla siebie właśnie o tych władnych sięgać znacznie wyżej niż my sami - w ten sposób, by Beatrycze, nieosiągalne dla nas samych, zdawały się być przynajmniej - jeżeliby i nie były naprawdę - umieszczone możliwie najwyżej. Jakie zaś jest miejsce najwyższe z wyobrażalnych? Niebo. Więc też powiadają Aligerusowie, ojcowie niedoszli dzieci z Beatryczy swych - przecież niedostępnych sobie: 'Dlategośmy niedoszli ojcowie, iż naszych Beatryczy miejsce w niebie jest nie na ziemi, wśród śmiertelnych, takich jak my i wszyscy inni, którzy z nami wraz ziemskimi są tylko ludźmi, a skoro ziemskimi, to właśnie i niegodnymi, byśmy dzieci mieli z wybrankami niebios'."


Tytuł: Tylko Beatrycze
Autor: Teodor Parnicki
Wydawca: Do wyboru, do koloru - od 1962 roku pojawiło się już wiele edycji... Sam czytałem miniaturowe wydanie Czytelnika, ale doświadczenie uczy, że najlepiej sięgnąć po wzbogacony obfitym wstępem tomik Biblioteki Narodowej.

7 września 2010

No control

Bieżący tydzień zapowiada się tak pracowicie, że raczej nie znajdę czasu na publikację większego posta. Niestety! Ledwo co udaje mi się przeczytać dziennie kilka stronic powieści Łaskawe Johnatana Littella. Zapewne niedługo podzielę się swoimi przemyśleniami, gdyż doprawdy trudno o lekturę w większym stopniu prowokującą. Na dzień dzisiejszy swoisty teaser pod postacią cytatu. Być może nie zawiera się w nim żadna z przewodnich myśli utworu, są to raczej poboczne przemyślenia bohatera. Nawiązują one jednak do zagadnień dość regularnie na blogu poruszanych...

"Nagle stało się dla mnie przeraźliwie jasne, że męska kontrola i dominacja to mit, że mężczyźni to dzieci, zabawki, służące kobietom do osiągania przyjemności, przyjemności nigdy nie zaspokojonej i o tyle osobliwej, że - chociaż mężczyźni mają złudzenie kontroli i sądzą, że panują nad kobietami - w rzeczywistości to one wysysają z nich wszystko, rujnują ich dominację i łamią kontrolę, żeby na koniec dostać od nich dużo więcej, niż oni sami chcieliby dać. W swej świętej naiwności mężczyźni uważają, że kobiety są bezbronne i trzeba je w związku z tym wykorzystywać i chronić, a tak naprawdę to kobiety, pełne tolerancji i uczucia, a czasem także pogardy, kpią sobie z dziecięcej i nieskończonej bezbronności mężczyzn, z ich wrażliwości, z kruchości, prowadzącej tak często do całkowitej utraty kontroli, z tego, jak bardzo są podatni na złamania, i z próżności zamkniętej w silnych męskich ciałach. Dlatego zapewne kobiety zabijają tak rzadko. Tak, ich cierpienie jest większe, ale to one mają zwykle ostatnie słowo."

Trudno się nie zgodzić z tak przenikliwą i bezlitosną opinią. To my jesteśmy płcią słabą, a na dodatek jeszcze brzydką! Jedyna nadzieja w tym, że świadome swej przewagi kobiety od czasu do czasu okażą się dla nas łaskawe...


Tytuł: Łaskawe
Autor: Jonathan Littell
Wydawca: Wydawnictwo Literackie, 2008
Liczba stron: 1040 (!)

27 sierpnia 2010

Komiksowy Cytat Tygodnia - Shatane, T.5: La bobine du Sheik + T.6: Tragique 69

Ostatnimi czasy niewiele się działo na blogu, dlatego pozwalam sobie na KCT większych niż zazwyczaj rozmiarów (złożony z fragmentów nie jednego, a dwóch tomików!). Poświęcony zaś będzie jednej z najlepiej rysowanych bohaterek fumetti neri. Shatane to czarodziejka, przeżywająca swoje przygody w burzliwym okresie międzywojennym. Na swojej drodze napotyka mnóstwo znanych osobistości, nierzadko ze świata filmu…

Shatane: Czy my się znamy?
Nieznajomy: Bez wątpienia widziała mnie pani w kinie…

Nieznajomy: Jestem Rudolph Valentino!

Rudolph Valentino: Nie wydajesz się wcale poruszona faktem, że jedziemy razem samochodem!
Shatane: A powinnam?

Rudolph Valentino: Jestem najbardziej uwielbianym aktorem na świecie… Miliony kobiet są gotowe popełnić dla mnie każde szaleństwo!
Shatane: Ależ z ciebie zarozumialec!

Rudolph Valentino: To prawda, masz rację. Mówiąc ci to, próbowałem przedstawić się takim, jakim widzą mnie ludzie, ale w głębi duszy zawsze pozostałem tym, kim byłem, kiedy tutaj przyjechałem: młodym włoskim emigrantem, nieśmiałym i bojaźliwym!

Rudolph Valentino: Wolałbym pozostanie w rodzinnym kraju… gdybym tylko nie umierał tam z głodu!

Korzystając z zaproszenia Rudolpha Valentino, Shatane asystuje przy zdjęciach do filmu "Syn szejka"…

Później…
Rudolph Valentino: Wreszcie koniec zdjęć… przynajmniej na dziś! Zjemy razem kolację?
Shatane: Chętnie!

W najbardziej szykownej restauracji w Hollywood…

Rudolph Valentino: Moje zobowiązania nie zostawiają mi wiele czasu… Najczęściej jestem zmuszony przyśpieszać bieg spraw… Nawet kiedy zalecam się do kobiety…

Rudolph Valentino: Krótko mówiąc, czy chciałabyś pójść ze mną do łóżka?
Shatane: Chętnie!

Rudolph Valentino: Chodźmy się kochać!
Shatane: Cóż za pośpiech!

Shatane: To niewątpliwie głupie, ale mam tremę: Rudy uchodzi za największego jebakę na świecie. Mam nadzieję, że stanę na wysokości zadania!

Shatane: Dokąd mnie zabierasz?
Rudolph Valentino: Do mojej garsoniery!

Rudolph Valentino: Voila! Już dojechaliśmy!

Shatane: Tę wielką willę nazywasz swoją garsonierą?!
Rudolph Valentino: Ano tak!

Shatane: Cóż za rozrzutność!

Shatane (zachwycona): Och!

Rudolph Valentino: Oto moje gniazdko miłości!
Shatane: Urocze!

Rudolph Valentino: Uprawiajmy miłość, słodkie dziecię!
Shatane: Cóż, przecież po to przyjechaliśmy, prawda?

Shatane: Cóż za olbrzymie łoże! Prawdziwy tor wyścigowy!

Rudolph Valentino: Jesteś bardzo piękna! Dlaczego nie występujesz w filmach?
Shatane: Wolę przeżywać prawdziwe przygody!

Shatane: O niebiosa! Ma ptaszka mikroskopijnych rozmiarów!

Rudolph Valentino: A teraz rozkoszujmy się delicjami seksu!
Shatane: Mam nadzieję, ze urośnie, kiedy zrobi się twardy!

Shatane: Ale.. co robisz?
Rudolph Valentino: Zapalam projektor!

Shatane: Będziemy oglądać film?!

Rudolph Valentino: MÓJ film! Podniecam się tylko podczas oglądania Rudolpha Valentino!

Shatane: Hmm! Jak na wielkiego jebakę to raczej kiepsko!

Rudolph Valentino: Jestem gotów!
Shatane: Wciąż jest równie mały!

Rudolph Valentino: Nadchodzę!

Rudolph Valentino: Zaczekaj, aż się rozkręcę!

Shatane: Ej! Dokąd idziesz?
Rudolph Valentino: Już skończyłem!

Rudolph Valentino: Czas się zbierać! Muszę wracać do studia!

Shatane: O żesz ty! Co za dupek! Narcyz, egoista i prawie że impotent! Właśnie tacy faceci sprawiają, że mam ochotę na założenie Ruchu Wyzwolenia Kobiet!

21 lipca 2010

007 - Książę z bajki


Kolejny przeczytany Bond. Z wyjątkowo kiczowatą okładką, jakiej powstydziłyby się nawet wydawnictwa bardziej szemrane od Rzeczpospolitej. Jednak w pewien sposób współgra ona z treścią Szpiega, który mnie kochał, najbardziej nietypowej powieści z bondowskiego cyklu. Tym razem bowiem funkcję narratora przejmuje Vivienne Michel, młoda Kanadyjka, którą podczas samotnej podróży po Ameryce wpada w nie lada tarapaty. Zginęłaby z kretesem z łap dwójki zbirów, Sola Horrora i Spluwaka Moranta (już ich ksywy sprawiają, że włos jeży się na głowie!), gdyby sytuacji nie uratował pojawiający się znikąd 007. Agent bez większych kłopotów wykańcza łobuzów i rozkochuje w sobie dziewczynę. Narracja zauroczonej Vivienne wpływa na styl powieści, przywodzący niekiedy skojarzenia z literaturą romansową dla pań. Oczywiście Bond jest znacznie bardziej intrygującym obiektem westchnień od latynoskiego kochanka z pierwszego lepszego Harlequina. Ale oddajmy już głos bohaterce...

"Nigdy jeszcze nie uprawiałam miłości, całkowitej miłości, tak sercem, jak i ciałem. Wreszcie pojęłam, czym ta rzecz może być w ludzkim życiu.
Chyba wiem, dlaczego mu się tak całkowicie oddałam i dlaczego byłam do tego zdolna z mężczyzną poznanym zaledwie sześć godzin temu. Niezależnie od jego ekscytującego wyglądu, pewności siebie, męskości, pojawił się znikąd, jak książę w baśni, i uratował mnie od smoka. Gdyby nie on, już bym nie żyła, przedtem jeszcze Bóg jeden wie, co wycierpiawszy. Mógł zmienić koło w swoim samochodzie i odjechać, albo - gdy pojawiło się niebezpieczeństwo - mógł troszczyć się o własną skórę. Tymczasem on walczył o moje życie jak o własne. A potem, kiedy smok został zabity, wziął mnie jako nagrodę. Wiedziałam, że za kilka godzin odjedzie - bez wyznań miłosnych, nie tłumacząc się i nie przepraszając. I na tym sprawa się zakończy - było i przeszło.
Każda kobieta lubi być na wpół zgwałcona. Lubimy być wzięte. To jego cudowna brutalność wobec mego potłuczonego ciała uczyniła ten akt miłosny tak przenikliwie rozkosznym. To i koincydencja nerwów całkowicie rozluźnionych po ustaniu napięcia i zagrożenia, ciepłe doznanie wdzięczności i naturalne uczucie kobiety dla jej bohatera. Nie żałowałam tego i nie wstydziłam się. Sprawa mogła mieć dla mnie różne konsekwencje: nie najmniej ważna z nich taka, że odtąd mogą już nie zadowalać mnie inni mężczyźni. Ale jakiekolwiek byłyby moje kłopoty, on nie dowie się o nich. Nie będę za nim goniła i starała się powtórzyć tego, co było pomiędzy nami. Będę się trzymać od niego z daleka i niechaj idzie własną drogą, na której spotka inne kobiety, nieprzebrane mnóstwo innych kobiet, które zapewne dadzą mu tyle samo fizycznej rozkoszy, ile jej doznał ze mną. Nie dbam o to - a przynajmniej powiedziałam sobie, że nie dbam - bo żadna z nich nigdy go nie posiądzie na własność, nie otrzyma z niego więcej niż to, co ja mam teraz. I do końca życia będę mu wdzięczna... za wszystko. I zapamiętam sobie go na zawsze jako mój wizerunek mężczyzny."


Klasyczna, stylowa okładka powieści. Polscy graficy, uczcie się od angielskich kolegów po fachu!


Tytuł: Szpieg, który mnie kochał (Cykl: James Bond 007)
Autor: Ian Fleming
Przekład: Robert Stiller
Wydawca: Rzeczpospolita, 2008
Liczba stron: 168