7 sierpnia 2010

If You Meet Sartana, Pray for Your Death (1968) - Auri Sacra Fames!

Jeśli spotkasz Sartanę, módl się o śmierć. Budzący grozę tytuł nie znajduje swego uzasadnienia w przebiegu akcji. Spodziewać się można, że Sartana lubuje się w zadawaniu powolnych tortur, tak że w najlepszej sytuacji znajdują się ci, których zabija najszybciej. Tymczasem bohater z każdym przeciwnikiem postępuje w taki sam sposób, posyłając mu kulkę prosto w serce bądź środek czoła. Co nie jest dowodem jego okrucieństwa. W podobnie bezwzględny sposób zachowują się wszyscy mieszkańcy Dzikiego Zachodu. Przynajmniej w filmie Gianfranco Parolini.

Zasady funkcjonowania tego świata, osadzonego w XIX-wiecznej Ameryce, lecz wymyślonego we Włoszech A.D. 1968, ilustruje jedna z początkowych sekwencji. Przez prerię pędzi dyliżans z czterema pasażerami. Są wśród nich ksiądz, biznesmen, atrakcyjna kobieta i przystojny młodzieniec. Dwójka młodych rzuca sobie znaczące spojrzenia, lecz niemy flirt przerywa im pojawienie się na horyzoncie uzbrojonych po zęby jeźdźców. Gdy przestępcy zbliżają się do dyliżansu, strzelając do woźnicy i strażnika, młodzieniec dobywa rewolweru i zabija wszystkich pozostałych pasażerów, z atrakcyjną towarzyszką włącznie. To tyle, jeśli chodzi o potencjalny romans. Młodzieniec okazuje się członkiem bandy, która polowała na najcenniejszy ładunek dyliżansu: skrzynię wypełnioną złotem. Jednak natychmiast po opanowaniu dyliżansu rabusie zostają wystrzelani przez drugą bandę, która z ukrycia śledziła ich poczynania. Po przeniesieniu skrzyni do kryjówki następuje kolej na śmierć bandytów, których serią z karabinu maszynowego powala własny szef. Lasky (William Berger) ani myśli dzielić się z kimkolwiek skarbem. Niestety, zdobyta z takim trudem skrzynia zawiera wyłącznie kupę kamieni. W czyich więc rękach znajduje się złoto?!?

Odpowiedzi na to pytanie szuka nie tylko Lasky, ale i przypadkowy świadek całego zdarzenia, Sartana (Gianni Garko). Odziany w czarny płaszcz, nieogolony i z cygarem w zębach, przypomina Clinta Eastwooda z dolarowej trylogii Leone, lecz jest od niego bardziej cyniczny i bezwzględny. Nosi jedno z najpopularniejszych imion we włoskim westernie. Czy to tylko efekt przypadku, że nazywa się tak, a nie inaczej, na przykład Django? Choć obydwa imiona cieszyły się olbrzymią popularnością wśród twórców spaghetti westernów i oba nie były raczej objęte prawami autorskimi, wiązała się jednak z nimi odmienna charakterystyka. Wszyscy Django byli bohaterami znikąd, zjawiającymi się w zapadłej mieścinie, by zaprowadzić porządek i ukarać jakiegoś miejscowego tyrana, a na koniec odjechać w siną dal z pustymi kieszeniami oraz poczuciem spełnionego obowiązku. Byli to twardziele może nie bez skazy, lecz niewątpliwie z zasadami, gwiżdżący na pieniądze. Nie można powiedzieć tego samego o Sartanie, dla którego najważniejsze są dolary. Owszem, typy spod ciemnej gwiazdy zostaną przez niego wybite do nogi, ale z powodów praktycznych, jako konkurenci w walce o naprawdę gruby szmal.

Jak równie amoralny bohater wzbudzać może sympatię widza? Przede wszystkim, nie zabija tak spontanicznie i z taką częstotliwością jak jego antagoniści. Podczas gdy z ręki samego Lasky’ego ginie kilka dziesiątek ludzi (przejęcie skrzyni to dopiero rozgrzewka!), Sartana strzela tylko w obronie własnej i wyłącznie do osób, którym źle z oczu patrzy. Na przykład do Klausa Kinskiego, który również ma chrapkę na skarb i próbuje dopaść Sartanę w domu pogrzebowym (w związku z tym po finale walki nie trzeba go tam przenosić). Miło popatrzeć na Klausa w kolejnej łajdackiej roli, choć swoim zwyczajem dał krótki popis, goszcząc na ekranie przez niecałe pięć minut. Rozczarowanie nagłym zejściem ze sceny tego genialnego aktora trwa krótko, niemal natychmiast następują kolejne starcia i padają kolejne trupy. W mieścinie, której szeryfa zabito już w przedakcji, nie istnieje żadna instytucja prawa, zaś mieszkańcy mogą zabijać się do woli.

Oczywiście nie mamy do czynienia z najbardziej jaskrawym spośród spaghetti westernów. Znacznie okrutniejszy jest chociażby Django Kill! (ze skalpowaniem, krzyżowaniem, paleniem żywcem, itp.), więcej trupów pada w Kuli dla generała (na skutek licznych starć rewolucjonistów z armią meksykańską), zaś ponurym klimatem i pesymistycznym finałem nic nie jest w stanie przebić Człowieka zwanego ciszą. Na tle powyższych filmów Sartana wydaje się nie tyle niewinny, bo takim nie jest, ile po prostu całkowicie bezpretensjonalny w swym amoralnym klimacie, stawiający bardziej na czarny humor, niż na szokowanie. Wystarczy przyjąć do wiadomości, że do żadnego z bohaterów nie należy się przywiązywać, ponieważ zbyt szybko schodzą ze sceny. Z wyjątkiem Sartany, który z cynicznym uśmieszkiem obserwuje całą tę krwawą przepychankę, jakby od niechcenia dorzucając swoje trzy grosze, czekając na właściwy moment, by uderzyć i zgarnąć całą wygraną. Pragmatyzm mało szlachetny, ale czy szlachetność przystoi protagoniście włoskiej odmiany westernu?

Italian Far West w obrazkach:

Malownicze ujęcie protagonisty


Gdzie karabinem maszynowym Lasky nie dosięgnie, tam sztucerem kulę pośle!


Sartana ma asa w rękawie


Wystrzałowy epizod Kinskiego


Sam przeciw wszystkim


Szczwany fortel


W tej męskiej rozgrywce kobiety pełnią funkcję dekoracyjną


Szach i mat


Sartana śmieje się jako ostatni

1 komentarz: