Drugi tom sagi The Young Witches to świntuszenie pierwszej klasy, które za miejsce akcji obiera sobie wiktoriański Londyn. W tym siedlisku wszelkiej rozpusty, istnym nowożytnym Babilonie, krzyżują się drogi wielu znanych postaci: Roberta Luisa Stevensona, Zygmunta Freuda, Winstona Churchilla, Alberta Einsteina, Kuby Rozpruwacza... W tym znakomitym gronie najbardziej intrygująca wydała mi się obecność Sherlocka Holmesa. Co ów zadeklarowany asceta porabia w domu uciech?!?
Konferansjer: A teraz coś, na co wszyscy czekaliśmy!Konferansjer: Dzisiejszy występ!
Dr Watson: Nie rozumiem, czy oni wykonują cyrkowy numer?
Sherlock Holmes: Obawiam się, że nie, Watsonie.
Konferansjer: Rzecz jasna, takie ładne irlandzkie kucyki domagają się pięknego jeźdźca!
Dr Watson: Widzisz, Holmesie? Jeźdźca. Mam podstawy, by przypuszczać, że to pokaz końskiej zwinności, podobny do występu w cyrku.
Sherlock Holmes: Niezupełnie, Watsonie.
Mr Hyde: Pośpiesz się, Lilian. Pamiętasz, co masz robić?
Lilian: Tak.
Mr Hyde: Dalej! Na co czekasz? Włóż go do buzi.
Dr Watson: Do diaska, Holmes, znowu tego dokonałeś! Jak wydedukowałeś, że to nie cyrkowy numer?
Sherlock Holmes: Scena jest za mała na jazdę konną. Ponadto, prawdziwe amazonki noszą długie spódnice i nie jeżdżą na oklep.
A co najważniejsze, popisów jeździeckich zazwyczaj nie wykonuje się w burdelu... Elementarne, drogi Watsonie.
a master of deduction
OdpowiedzUsuń