3 sierpnia 2010

Las krzyży w centrum Warszawy

W momencie, w którym piszę te słowa, przed Pałacem Prezydenckim stoi jeszcze pokaźnych rozmiarów drewniany krzyż. Ba, żeby jeden! Tłumy sprzeciwiające się jego usunięciu przyniosły ze sobą dziesiątki innych, na wypadek, gdyby tego jednego nie udało się obronić. A zamierzają osłaniać go własną piersią do ostatka. Czy w centrum Warszawy rozegrają się dantejskie sceny? Czy dojdzie do rozlewu krwi? Czy rozsierdzeni katolicy rzucą się na policyjny konwój, by w imię Jezusa rozerwać go na strzępy? Wyobraźnia podsyca różne scenariusze, choć zdrowy rozsądek podpowiada, że wszystko rozejdzie się po kościach. Prymas przemówi z gigantycznego telebimu do zgromadzonych na placu mas, nawołując do rozejścia się, gdyż już przez samą manifestację spełniły swój obowiązek. Niedoszły prezydent zorganizuje zaś Paradę Krzyży, której każdy uczestnik zarzuci na plecy kawał drewna, by w pocie czoła przemaszerować głównymi ulicami Warszawy. Niech nas zobaczą, niech na całym świecie wiedzą, że jesteśmy krajem na wskroś katolickim!

Gdyby jeszcze był to konflikt z prawdziwego zdarzenia, gdyby po jednej stronie barykady z krzyży stali fanatyczni obrońcy jedynej prawdziwej wiary, zaś z drugiej ateusze, dumnie dzierżący w ręce certyfikat apostazji… Ale gdzie tam! Również druga strona deklaruje przywiązanie do wartości, reprezentowanych przez ów nieszczęsny krzyż, którego bynajmniej nie zamierza usuwać, lecz uroczyście przenieść do kościoła, miejsca niewątpliwie bardziej dlań odpowiedniego. Doprawdy, niezgorsza fanatycznego umysłu potrzeba, by w rządowej decyzji dopatrzyć się ataku na religijne symbole.

Dzisiejsze zdarzenia nie przynoszą nam chwały w oczach pozostałych państw Unii, które naiwnie założyły, że wyznanie powinno pozostać osobistym wyborem obywatela, zaś czasy wojen religijnych mamy już za sobą (przynajmniej na terenie Europy). Znowu trzeba będzie tłumaczyć całemu światu, że to tylko efekt propagandy kilku oszołomów, którzy wbrew własnemu przekonaniu nie reprezentują woli całego narodu. Podobnie absurdalne afery czynią z Polski pośmiewisko całego świata. Może jednak o tej jednodniowej „wojnie krzyżowej” usłyszy również jeden z obywateli Japonii, mangaka Shintaro Kago. Zważywszy na jego upodobanie go groteski, nie zdziwiłbym się, gdyby poświęcił zdarzeniom z 3 sierpnia jedną ze swych szalonych historyjek. Czemu zresztą poprzestawać na jednej nowelce? Rzeczywistość RP z pewnością dostarczyłaby mu materiału na cały album. Skoro w przeszłości udało mu się z ZSRR, nic nie stoi na przeszkodzie, by podsumował również nas. Zasłużyliśmy sobie!

PS po kilku dniach: Do zamieszek istotnie doszło, natomiast rozlewu krwi uniknięto, zostawiając krzyż na placu. Od tej pory będzie to zapewne miejsce pielgrzymek fanatyków z całego kraju, wieców prawicowych i publicznych egzorcyzmów. Też fajnie!

Pierwotnie zamieściłem pod tekstem prowokacyjną okładkę Marduka (patrz tutaj), ale wprowadzam autocenzurę, ponieważ bardziej adekwatne wydaje mi się zdjęcie z zajścia. Zwróćmy uwagę na flagę z absurdalnym hasłem "Katyń trwa!"

1 komentarz:

  1. moim zdaniem haslo "katyn trwa" wspaniale wpisuje sie w konwencje. proponowalabym jeszcze: "pomscimy druga zbrodnie katynska", "chwala bohaterom poleglym w obronie prawdy historycznej" i oczywiscie "aborcja jest gorsza niz zabojstwo".

    OdpowiedzUsuń