24 czerwca 2010

Wallestein Potwór: Zbrodniczy sobowtór

Zakupiłem właśnie cztery komiksy spod skrzydeł wydawnictwa Rekin, kartkuję je w niemym zachwycie i nie mogę się nadziwić, jakim cudem nie podbiły polskiego rynku? Oczywiście znam przynajmniej dwa wiarygodne powody. Po pierwsze, w burzliwym 1992 roku wydawnictwa mnożyły się na pęczki, lecz tylko nielicznym pisany był dłuższy żywot. Wśród garstki szczęśliwców nie było niestety Rekina. Nie pomogła mu nawet oryginalność oferty, na naszym parafialnym rynku chyba najbardziej drapieżnej (w końcu nazwa zobowiązuje!). Po drugie, czytelnicy po prostu nie byli gotowi na "dorosłe" komiksy, pozbawione wartości innych oprócz rozrywkowej. Do wszystkiego trzeba dorosnąć, również do czytania pulpy. Potrzebny do tego jest wręcz pewien przesyt. Właściwie dopiero teraz, jako zblazowani konsumenci kultury popularnej, możemy docenić tytuły takie, jak Black Jack, Donna Blu, Jolly i Wallestein, rozsmakować się w ich wyrafinowanym prymitywizmie.

Jeszcze nie wiem, która z wyżej wymienionych pozycji okaże się najbardziej atrakcyjna. Tytaniczną siłą woli przewalczyłem pragnienie przeczytania wszystkiego na pniu i dawkuję sobie tę przyjemność, sącząc powoli niczym wino Bordeaux... Póki co sięgnąłem po album z serii, która jest mi już znana. Wallestein wydawany był bowiem przez Elvifrance, firmę nieocenioną dla każdego miłośnika fumetti neri, będącego na bakier z włoską mową. Od razu rzuca się w oczy, że Rekin nie zaczął serii po bożemu, czyli od pierwszego odcinka, tylko wybrał pierwszy lepszy z brzegu. Szczęśliwie każdy tomik stanowi odrębną całość, zaś z pozostałymi łączy go tylko postać głównego bohatera, tak jak ma to miejsce w serialach TV typu Columbo czy Kojak. Nie bez powodu wymieniłem dwa kryminały, gdyż Wallestein również aspiruje do tego miana! Jednak w przeciwieństwie do owych perełek małego ekranu, włoska seria komiksowa ogranicza intrygę do minimum. Całkiem słusznie zresztą, gdyż misterne zagadki nie są jej mocną stroną. A co nią jest? Spójrzcie tylko na załączone kadry!

Obok pięknych i bezpruderyjnych kobiet największą atrakcją serii jest główny bohater. Hrabia Wallestein to na pozór zamożny arystokrata, który z zamiłowania do ryzyka angażuje się w rozwiązywanie kryminalnych afer i, jak to często w filmach i komiksach bywa, okazuje się znacznie bardziej skuteczny od policji. Jednak w rzeczywistości jego przystojne oblicze jest tylko maską, a pod syntetyczną skórą ukrywa się prawdziwe monstrum, o bagnistej cerze i gadzim wejrzeniu! Po zdjęciu maski z kauczuku Wallestein staje się potworem w każdym sensie tego słowa, w okrutny sposób mordując wszystkich, którzy w jego przekonaniu sobie na to zasłużyli. Szczęśliwie w większości wypadków jego ofiarami stają się prawdziwi łajdacy, których nikczemne występki wypełniają trzy czwarte albumu, aż prosząc się o przykładną karę. Jednak gwoli ścisłości należy dodać, że nasz potwór nie cofnie się również przez zdekapitowaniem i wypatroszeniem tych, którzy z racji wykonywanego zawodu (prostytutki) bądź seksualnych preferencji (sodomici) po prostu nie zasługują na to, by żyć! Nie jestem pewien, czy wypada kibicować komuś o tak konserwatywnych poglądach, jednak jego oryginalność na tle innych komiksowych herosów jest niewątpliwa i dodaje lekturze smaczku.

Podobnie jak inne Rekiny, również Wallestein jest dość łatwo dostępny na Allegro (do wyboru: solo bądź w zestawie), zaś jego cena należy do bardzo atrakcyjnych. Jeśli więc ciekawi was, jak w naszym ojczystym języku prezentuje się rasowe fumetti erotici, nie zwlekajcie! Włoskie wyroby potrafią być znacznie bardziej niegrzeczne niż Dylan Dog, nawet jeśli nie dorównują mu pod innymi względami...

Stare, dobre atrakcje:

Przemoc!


Sex!


Przemoc i Sex!!


Urodziwy heros!!!


Oryginalne okładki serii

6 komentarzy:

  1. Wallestein wg mnie najlepszy , Jolly świetnie się zaczyna (świetna narracja) ale potem jest niezbyt, Black Jack kuriozalna wariacja nt dylanadoga czy hellblazera ale też warto przeczytac... Donna Blu nie dałem rady ale kiedyś jeszcze pewnie do niego wrócę. Na dobrą sprawę Wallestein to jedyny must have.

    OdpowiedzUsuń
  2. btw ostatnio to zakupiłem i jestem w trakcie http://en.wikipedia.org/wiki/Kings_in_Disguise

    a na kompie zacząłem Cerebus the Aardvark czytać (codziennie jeden zeszyt). Prawie rok mi to za jmie:). Ale , jak się wkręcę to zaczynam go kupować w zbiorczych trejdach... kończę zbierać usagiego(3 numerów mi już tylko brak) i postanowiłem że wejdzie na jego miejsce jakaś ciekawa duża seria. Btw , może się na jakieś wspólne zamówienie z Amazona za jakis czas zrzucimy (ja nie mam konta bankowego i jestem udupiony w tym temacie...)?

    OdpowiedzUsuń
  3. Amazon - czemu nie, ale musiałbym wyrobić sobie kartę kredytową... Przyznam, że nie potrafię się wciągnąć w Usagiego, zupełnie umyka mi klimat tej serii. O Cerebusie tylko czytałem, zapowiada się bardzo interesująco, skoro jednym z bohaterów jest Oscar Wilde!

    OdpowiedzUsuń
  4. Spróbuj od razu "ostrze bogów". Dla mnie to najlepsza długa seria w historii komiksu (zero spadku formy jak na razie).

    OdpowiedzUsuń
  5. A "ostrze bogów" to jeden z moich ulubionych komiksów ever.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałem "Ostrze bogów". Bardzo dobre, ale wciąż nie mogę się przekonać do całej serii oraz herosa-królika, może z czasem?

    OdpowiedzUsuń