Wikingowie - Najazd Normanów. Czyżby nowy film o ludziach Północy, z "wypożyczonym" Michałem Żebrowskim w jednej z głównych ról? Niestety nie. Choć nasz aktor nie ma nic przeciwko występowaniu w zagranicznych eposach (rosyjskie 1612), tym razem chodzi o produkcję jak najbardziej polską. Pod takim właśnie tytułem funkcjonuje w Niemczech dobrze nam znana Stara Baśń Jerzego Hoffmana. Normanowie posłużyli za wabik dla tamtejszych nabywców DVD, którym tytuł oryginalny niewiele mówi. Czy byłoby zresztą wielu zainteresowanych siermiężnym filmem o początkach polskiej państwowości? Natomiast Wikingowie to pewna marka. Wojowniczy lud żeglarzy niezmiennie fascynuje, a że na ekranach kin nie gości zbyt często, nie może być mowy o przesycie. Jest wręcz odwrotnie: niedostatki w tej materii powodują ryzykowne posunięcia dystrybutorów, pragnących dostarczyć miłośnikom krwawych Normanów jak najwięcej filmów z ich udziałem. Nawet jeżeli przypada im w nich rola zgoła epizodyczna.
Wikingów w Wikingach jest jak na lekarstwo, lecz gdyby reżyser pozostał wierny adaptowanemu tekstowi, nie byłoby ich wcale. U Józefa Ignacego Kraszewskiego ziemie Polan najeżdżają wojownicy innej narodowości, mianowicie Germanowie! Dla naszych przodków stanowili stałe zagrożenie, z racji swego bezpośredniego sąsiedztwa i militarnej potęgi. To właśnie oni pełnią w powieści funkcję przerażających czarnych charakterów, w znacznie większym stopniu niż satrapa Popiel, którego poddani obalają już przed połową książki. Dopiero po jego upadku pojawiają się germańskie armie, zamierzające utopić raczkujące państwo Polan w rzece krwi i ognia. Złotowłosych sadystów powstrzymuje dopiero wspólny wysiłek zjednoczonych plemion. W momencie wydania książki jej antyniemieckie przesłanie było bardzo na czasie (walka z zaborcą!), natomiast na progu XXI wieku brzmi anachronicznie, przynajmniej według Hoffmana. Wszyscy dążymy przecież do wspólnej Europy, usuwania granic i zacierania różnic, zapominania i wybaczania. Po co przypominać dawne waśnie i ludobójstwa, po co otwierać stare rany? Politycznie niepoprawnych Germanów zastąpili więc neutralni Wikingowie, których reputacji i tak nic już nie zaszkodzi.
Być może ów kosmetyczny zabieg sprowadził Starą Baśń do poziomu średnio emocjonującego kina przygodowego, ale i otworzył jej drogę na zachodni rynek DVD. Jeśli wierzyć opisowi dystrybutora na tylnej stronie okładki, możemy być z filmu wręcz dumni. Mamy bowiem do czynienia z "wielkim, narodowym eposem, rozmachem dorównującym produkcjom amerykańskim". Jak miło przeczytać coś takiego o polskim filmie świeżej daty! Zazwyczaj chwali się nas za arcydzieła Szkoły Polskiej sprzed 60 lat... Z komentarzy niemieckich widzów wynika, że Die Wikinger - Angriff der Nordmänner im się raczej podobał, mimo nieuchronnego rozczarowania zbyt krótkim występem tytułowych Wikingów. Ciekawe, jak odebraliby film, zrealizowany zgodnie z duchem powieści Kraszewskiego?
Tutaj
można kupić rzeczony film. Dodatków najwyraźniej brak, ale można wybrać sobie wersję językową: oryginalną polską, albo niemiecki dubbing. Ciekaw jestem, jak zabrzmiała Stara Baśń in Deutsch?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz