31 maja 2010

Alix, Tom I - Alix l'intrépide

Nieustraszony Alix jest dla mnie albumem wyjątkowym, gdyż od niego zaczęła się moja przygoda z francuskim. Co prawda, nie dane mu było stać się pierwszym komiksem, jaki przeczytałem w tym pięknym języku. Wręcz przeciwnie, okazał się tak trudny i niewdzięczny w lekturze, że na kilka miesięcy zraziłem się do nauki! Dopiero jakiś czas później przemożne pragnienie poznawania europejskich komiksów wzięło górę nad gnuśnością i lenistwem, skłaniając mnie do podjęcia na nowo trudów samodzielnej edukacji. Nauczony doświadczeniem, pierwsze lektury wybierałem sobie spośród komiksów językowo prostszych – Asterix, Thorgal, Zara La Vampira, te bardziej rozgadane zostawiając sobie na przyszłość. Nie było rzecz jasna wątpliwości, że wcześniej czy później zmierzę się z albumem, przy którym wcześniej tak sromotnie poległem. I nadszedł wreszcie ten dzień…

Nie da się ukryć, że sięgnięcie po tak trudny tytuł na sam początek nauki nie było posunięciem rozsądnym. Alix jest dziełem starej daty, powstał na samym początku lat pięćdziesiątych. Autorzy nie mieli jeszcze zaufania do czytelności własnych rysunków i zdolności percepcyjnych odbiorcy, każdy obrazek opatrywali więc komentarzem więcej niż wyczerpującym. „Alix przystąpił dwa kroki po zimnej, marmurowej posadzce, przystanął i wstrzymując oddech, delikatnie odsłonił kotarę. Jego oczom ukazał się zaskakujący widok. Chłopak nie mógł uwierzyć własnym oczom…” Toż to opowiadanie z ilustracjami, a nie komiks, który powinien przemawiać obrazem! Ten typ narracji, kontrastujący z przyzwyczajeniami dzisiejszego odbiorcy, 60 lat temu był jednak na porządku dziennym i nie można czynić z niego zarzutu. Czy jednak warto odgrzebywać podobną ramotkę?

Odpowiedź zależała będzie od tego, jak bardzo interesujemy się komiksem historycznym. Dla miłośników tego gatunku, mającego we Francji bardzo silną pozycję, Alix jest wręcz lekturą obowiązkową. Jacques Martin utorował drogę i wyznaczył horyzont zainteresowań dla wszystkich autorów, podejmujących trud odtworzenia na kartach komiksu minionych epok. Do inspiracji Martinem przyznają się m.in. François Bourgeon (Towarzysze Zmierzchu) i Gilles Chaillet (Vasco). Kto wie, gdyby nie popularność Alixa, w głowie Gościnnego i Uderzo nie zrodziłby się pomysł do stworzenia parodii rzymskiego antyku? Czy to tylko zbieg okoliczności, że seria Martina rozgrywa się za konsulatu Juliusza Cezara, a jej tytułowym bohaterem jest młodzieniec pochodzenia galijskiego…

Już pierwszy album pozwala się zorientować, na jak szeroką skalę zakrojona będzie opowieść o Aliksie. Akcja pędzi na łeb, na szyję, jest jej nawet więcej, niż tekstu w dymkach! Nawet nie próbuję jej opisywać, to zbyt trudne zadanie! W kwestii nadmiaru atrakcji wiele wyjaśnia fakt, że pierwotnie przygody Alixa ukazywały się w gazecie. Mała objętość odcinka zmuszała do maksymalnej kondensacji akcji. Czytelnik gazety miał swoje prawa, w każdym numerze otrzymywać musiał coś atrakcyjnego i trzymającego w napięciu. Trochę gorzej wypada to jako albumowa całość. Nadmiar zdarzeń przytłacza, a supremacja tekstu nad obrazem miejscami irytuje. Od dziesięciu zwrotów akcji lepsze byłyby dwa, góra trzy, ale przedstawione dokładniej, z większą precyzją. Np. gdy na rzymski patrol napadają lwy, byłoby ciekawiej zobaczyć trzy większe kadry, wypełnione dramatyczną walką, a nie jeden mały, ograniczający się do prezentacji nóg zagryzionych żołnierzy. Z drugiej strony, zwolnienie akcji mogłoby opóźnić o kilka numerów spotkanie Alixa z Juliuszem Cezarem, a tego przecież byśmy nie chcieli!

Wśród fanów serii tom pierwszy jest rzecz jasna pozycją obowiązkową, każdy przecież chce wiedzieć, od czego się wszystko zaczęło, natomiast nie ocenia się go zbyt wysoko. Bohatera poznajemy dobrze dopiero w następnych. Również intrygi stają się w nich bardziej wyrafinowane, a tło historyczne ulega wyeksponowaniu. W sumie to całkiem dobre prognozy na przyszłość. Co prawda nie wyobrażam sobie, w jaki sposób można pogłębić Alixa, który w swojej pierwszej przygodzie wygląda na młodzieńca, jakich w komiksach wiele: szczerego, prawego i dzielnego blondaska. Może rzeczywiście zyska jakieś cechy charakterystyczne, ale nie liczyłbym na nagłą przemianę w postać szekspirowską. Najważniejsze jednak, by w jego towarzystwie miło się nam zwiedzało Imperium Rzymskie w całej jego rozciągłości. Ta wycieczka po antyku trwa zresztą po dziś dzień: w 2009 roku ukazał się 28 tom serii.

Niektóre z atrakcji:

Basen z żarłocznymi krokodylami!


Pojedynek ze złym centurionem!


Spotkanie z wygłodniałym stadem wilków!


Zażarta bitwa morska!


Brawurowy pojedynek rydwanów!


Wielki pożar Koloseum!

7 komentarzy:

  1. Z czego korzystasz przy nauce pedalskiego(piszesz że sam się uczysz)? Przez ciebie też mi się zachciało... nawet pomyślałem o kursie(w przyszłym roku bym się wybrał)ale wolał bym tanszy sposób . Polec coś na początek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Livemocha - nauka przez internet!
    www.livemocha.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, gdyby było płatne, nawet bym o tym nie wspomniał! Inną zaletą jest wszechstronność: uczy się pisowni, wymowy, klecić zdania i nawet można sobie poczatować z użytkownikami z całego świata. Stronę współtworzą sami użytkownicy, np. sprawdzają innym prace pisemne :) Osobiście korzystałem z tego jakieś dwa miesiące, później trochę mi się znudziło i zacząłem zamiast tego czytać dużo komiksów - co trwa po dziś dzień :)

    OdpowiedzUsuń
  4. skoro nazywasz cos "pedalskim" i chcesz sie tego uczyc, to rozumiem, ze sam jestes homo (i np. chcesz zblizyc sie do potencjalnych partnerow) - wtedy jest ok. tylko wtedy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie, właśnie: wystrzegajmy się tak "niskiego" słownictwa, tak jak i wulgaryzmów bądź wyzwisk. Zachowajmy odpowiedni poziom w komentarzach!

    OdpowiedzUsuń