Blaxpolitation wymaga od współczesnych widzów niejakiego przygotowania. Muszą wiedzieć, że podstawowym zadaniem gatunku było wbicie czarnoskórej publiczności w dumę. "Oto mamy WŁASNE kino rozrywkowe i WŁASNYCH twardzieli, twardszych nawet od białych!". Rzeczywiście, przy takim Shafcie nawet Brudny Harry może wyjść na cieniasa. Co jednak począć z wampirem Blaculą, postrachem nadobnych dziewic, przeklętym na wieki? Otóż również on może być wzorem dla czarnych braci! Tak, jest odrażającym krwiopijcą, ale nie przez cały czas. W swoim ludzkim wcieleniu, jako hrabia Manuwalde, to inteligentny, przystojny, czarujący i oczytany facet. Nadto nie został wampirem z własnej winy. Przed stu laty ukąsił go biały właściciel, u którego był niewolnikiem. Częściowo zdejmuje to z niego odpowiedzialność za niecne czyny.
Blacula zdaje sobie sprawę z ogromu zła, jakie wyrządza innym Murzynom (przede wszystkim urodziwym Murzynkom!), żerując na ich krwi, dlatego postanawia zmienić swą naturę. W tym celu przychodzi do Pam Grier, pięknej kapłanki voodoo, która zresztą nie pozostaje mu obojętna (i vice versa). Czaru niestety zdjąć się nie da, lecz Pam uwolni Blaculę od egzystencjalnych cierpień, wbijając mu kij billardowy w serce (a konkretnie - w laleczkę voodoo, która go przedstawia - efekt ten sam).
Murzyńska magia to ciekawy pomysł adaptacyjny. Dobry, bo oryginalny. Tego typu folkloru nie sposób odnaleźć w "białych" filmach o wampirach. Trzeba pochwalić Williama Marshalla za magnetyczną kreację. Jego wampir w niczym nie ustępuje takim demonicznym arystokratom jak Christopher Lee czy Frank Langella. Pam Grier została dobrze dobrana do roli pięknej i silnej kobiety, lecz odniosłem wrażenie, że niepewnie czuje się w horrorze. Zapewne ta dziarska niewiasta wolałaby dzierżyć giwerę w jakimś sensacyjniaku.
Gorzej wypada reszta filmu, która przypomina zwykły nudnawy blaxploitation, wypełniony grypsującymi ziomalami z czarnego getta. Niestety, ukąszeni przez Blaculę Murzyni pozostają równie szpanerscy i aroganccy jak za życia. Niewiele nauczyli się od Mistrza. Nic dziwnego, że on sam jest tym wszystkim zmęczony i chce się wycofać. W Scream Blacula Scream nie wyczuwa się atmosfery grozy, choć jak na ironię wampirów tu w bród.
Całość ratuje klimatyczny finał z bębnami, kiedy to Pam próbuje wygnać Blaculę z Manuwalde'a, a policja szturmuje dom pełen ożywieńców i następuje klimatyczna masakra. Za plus trzeba uznać fakt, że Blacula nie daje się łatwo pokonać i w walce z nim trzeba uciec się aż do magii. Jaka sympatyczna odmiana po cyklu wytwórni Hammer, gdzie Dracula miał permanentnego pecha: a to wpadał do jeziora i zamarzał, a to do kościoła, gdzie niefortunnie przewracał się prosto na krzyż i ginął marnie. Raz nawet zaplątał się w krzak głogu, co również miało dlań opłakane konsekwencje. Na taką fuszerkę nasz Black Nosferatu nigdy by sobie nie pozwolił!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz