31 stycznia 2009

Ninja Champion (1985) - Rozkosze recyclingu

Największa popularność ninja przypada na lata 80te. Dzięki upowszechnieniu odtwarzaczy VHS zamaskowani wojownicy zagościli w domach europejskich i amerykańskich miłośników kina akcji. Zapotrzebowanie na kolejne odsłony kina sztuk walki było tak duże, że wkrótce nie wystarczały nawet importowane w ogromnych ilościach produkcje azjatyckie. Zachodni aktorzy musieli pójść w ślady japońskich kolegów po fachu, przywdziewając twarzowe kostiumy ninja. Niektórzy, jak Michael Dudikoff (American Ninja, 1985), czuli się w nich całkiem dobrze. Inni radzili sobie ździebko gorzej, czego najlepszym przykładem Franco Nero, weteran spaghetti westernów, wyraźnie męczący się w zbyt obcisłym wdzianku (Wejście Ninja, 1981).

Regularnym dostawcą kolejnych eposów o ninjach stał się Godfrey Ho, reżyser z Hong Kongu. Na przestrzeni niecałych 10 lat wypuścił na rynek około 40 filmów o wiele mówiących tytułach: Ninja in the Killing Fields, Ninja Terminator, Ninja Masters of Death, Ninja Thunderbolt, The Ultimate Ninja, Ninja the Protector, The Ninja Squad, Ninja Fantasy... Tak imponujący dorobek stawia go na równi z najpracowitszymi reżyserami wszechczasów, Hiszpanem Jesusem Franco i Japończykiem Takashim Miikem. Zaś pod względem jednorodności stylistycznej Ho bije obu tych panów na głowę. Wszak Miike nie realizował wyłącznie filmów o yakuzie, a i Franco podejmował różne tematy (choć niezmiennie podszyte erotyką). Tymczasem twórcę z Hong Kongu interesowali tylko i wyłącznie ninja, nic więcej!

Wszystko pięknie, lecz obeznanym z filmowym rzemiosłem nasuwać się musi pytanie o jakość tak obficie płodzonych obrazów. Czy można zachować choćby przyzwoity poziom przy kręceniu np. 7 filmów rocznie? W przypadku Godfreya Ho pytanie okazuje się bezzasadne, a to ze względu na wyjątkowość stosowanej przezeń metody twórczej. Otóż Ho wykupywał z wytwórni Hong Kongu rozmaite nieukończone obrazy akcji, odpowiednio je montując i dubbingując na angielski. Od siebie dodawał wyłącznie parę sekwencji z udziałem ninja. Rzecz jasna pierwotna akcja filmów nie miała nic wspólnego z akrobacjami zamaskowanych wojowników, lecz od czego montaż i dubbing? Na tym zresztą nie koniec, gdyż nakręcone raz sceny walk potrafiły pojawić się w kilku kolejnych obrazach reżysera. Metoda zarazem ekonomiczna i całkowicie sprzeczna z etyką filmowca. Jednak czy mamy prawo oczekiwać jej od filmów produkowanych masowo na rynek video? Pomimo wszystkich swych niedostatków, dostarczały one odbiorcy dokładnie tego, czego oczekiwał.

"- Kto to jest? - Agent Interpolu. Bada tę sprawę. - Mam nadzieję, że odnajdę go jako pierwszy. Nigdy dotąd nie zabiłem agenta Interpolu. Hahahaha!"

Idealnym przykładem ukochanej przez Ho techniki "cut and paste" jest Ninja Champion (1985). Do sensacyjnego filmu z Hong Kongu, który mógłby być kolejnym pierwowzorem Kill Billa, dołączone zostały sekwencje z amerykańskimi aktorami w odpowiednich kostiumach. Tytułowym championem jest Donald (Bruce Baron), agent Interpolu, badający sprawę azjatyckich handlarzy narkotyków. W regularnych odstępach czasu ma on możliwość popisania się swoimi wyjątkowymi umiejętnościami, musi bowiem stawić czoło wyszkolonym zabójcom, nasłanym przez swojego śmiertelnego wroga, Maurycego. Podczas gdy na amerykańskiej ziemi Donald dzielnie pokonuje kolejnych przeciwników, właściwa akcja rozwija się w Hong Kongu.

Piękna Rose zostaje brutalnie zgwałcona w lesie przez trzech mężczyzn w maskach. W wyniku odniesionych obrażeń trafia na oddział intensywnej terapii. Dzięki wyjątkowej determinacji udaje jej się przeżyć i po wyjściu ze szpitala planuje zemstę. Pomimo środków ostrożności, jakie podjęli napastnicy, dziewczyna nie ma żadnych problemów z ich zlokalizowaniem. Tajemnicę wyjaśnia pojawiający się później dialog:
"- Jedna rzecz mnie zastanawia. Jak ona może być taka pewna, że to właśnie ta trójka ją zgwałciła, skoro wszyscy byli zamaskowani? - To kobieca intuicja. Pamiętasz, co mówił o niej nasz trener? Jest jak wewnętrzny głos: 'Nieważne, co mówi prawo. Jestem przekonana, że to ci faceci, którzy mnie zgwałcili. Teraz muszę się zemścić!' To bez znaczenia, że byli w przebraniu. Ona ich nie zapomni!"

Bohaterka bardzo szybko idzie za swym wewnętrznym głosem. Inteligencją i sex-appealem zwabia w śmiertelną pułapkę pierwszego bandziora. Choć jest to mistrz boksu światowej sławy, w konfrontacji z Rose nie ma żadnych szans:
"- Ach, pali mnie! To wino musiało być zatrute! - Nie wino, a moje sutki, ty kretynie!"

Drań nr 2 ginie w mniej wyrafinowany, lecz o wiele krwawszy sposób. W jego zejściu ze świata niepoślednią rolę odgrywają wysokie obcasy. Zresztą w rękach pragnącej zemsty kobiety każdy, nawet najbardziej niewinny przedmiot staje się śmiertelną bronią. Choć Rose nie jest ninją z tytułu, zaradności odmówić jej nie sposób. Niestety, trzeci łajdak okazuje się sprytniejszy i rani dziewczynę nożem. Czy uda jej się ujść z życiem, by dopełnić zemsty?

"- Myśleliście, że wy idioci możecie mnie przechytrzyć? Jeśli tak, to musicie się nauczyć kilku rzeczy. Przede wszystkim, że nie tak łatwo mnie zabić i to się nie zmieni. Nie ważne co zrobicie, będę od was sprytniejsza! Po drugie, że ludzie tacy jak wy muszą zostać ukarani, zanim pójdą do piekła. Zgwałciliście mnie i zachowaliście się w okrutny i odrażający sposób, lecz ja wyrównam rachunki. A wiecie jak? Wyślę was do piekła w towarzystwie tych stworzeń, które najbardziej was przerażają. Tak, wy zdeprawowane łajdaki! Jakąż przyjemność sprawi mi widok was, kąsanych przez jadowite węże! Legowisko węży będzie piekłem dla ciebie, Walter, i je właśnie ci przysyłam! "
Trzeba przyznać, że rozwiązanie fabularne, mimo całego swojego wydumania, robi wrażenie. Na dodatek to jeszcze nie koniec, bowiem po pierwszym finale, w którym wyjaśniają się losy bohaterki i jej prześladowców, czeka nas jeszcze następny, tym razem z Donaldem w roli głównej. Po serii konfrontacji ze złymi mistrzami ninja, które przez cały film uniemożliwiały mu przyjazd do Hong Kongu i udzielenie pomocy Rose (tak jest, tych dwoje nie spotyka się ani razu!), czeka go prawdziwe wyzwanie - pojedynek z Maurycym, nie bez kozery nazywanym Boss Ninja! W trakcie rozgrzewki przed ostateczną konfrontacją Maurycy wyjaśnia Donaldowi piękno swojego planu, w niewiarygodny wręcz sposób łączącego obydwa wątki filmu (zdradzę jedynie, że to właśnie on nakazał zgwałcić Rose). Jak dobrze, że wreszcie wszystko się wyjaśniło! Pozostaje nam tylko podziwiać finałową walkę, mającą miejsce w dość nietypowej lokalizacji: na placu zabaw.

Grono odbiorców filmów Godfreya Ho jest dość wyraźnie określone. Obok najzagorzalszych fanatyków kina kopanego będą to ci wszyscy, którzy potrafią cieszyć się z filmowej tandety. Właśnie dla nich Ninja Champion powinien okazać się prawdziwą ucztą.

Link IMDb: http://www.imdb.com/title/tt0081236/

2 komentarze:

  1. Ho(pan rezyser tego dzieła) w ogóle majstrował przy którejś części Man Behind the Sun.Chyba drugiej wydanej u nas na VHS jako ''laboratorium diabła''.I to chyba był jego ''artystyczny'' szczyt.

    Pisz coś na tym blogu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyślę was do piekła w towarzystwie tych stworzeń, które najbardziej was przerażają. Tak, wy zdeprawowane łajdaki! Jakąż przyjemność sprawi mi widok was, kąsanych przez jadowite węże! Legowisko węży będzie piekłem dla ciebie

    OdpowiedzUsuń