"Nie lubię religii – religia zabija naszą planetę. Kościoły zabierają nam pieniądze, księża molestują dzieci. To choroba ludzkości. Ja wierzę w mistycyzm.”
Alejandro Jodorowski
Mistrzowski tandem Jodorowski-Manara prezentuje trzecią już odsłonę komiksowej sagi o Borgiach. Jest to również ich powrót do wielkiej formy, bowiem poprzedni tom, "Władza i grzech", mógł rozczarować zarówno fanów przepięknej kreski Milo Manary, jak i pełnego obrazoburczej inwencji scenariusza Alejandro Jodorowskiego. Można było odnieść przykre wrażenie, że obydwaj panowie stracili zainteresowanie podjętym tematem i kontynuują go z przymusu. Na szczęście przy "Płomieniach stosu" obu artystom powróciło natchnienie i ponownie z wielkim upodobaniem odmalowują liczne zbrodnie i wykroczenia papieskiej familji z XV wieku.
Album rozpoczyna się z rozmachem, tzn. od gigantycznej uczty, jaką Aleksander VI urządza z okazji Niedzieli Wielkanocnej. Dla większej pikanterii feta ma charakter balu maskowego, na którym "jedynym sposobem porozumiewania się jest język pieszczot". W takich okolicznościach spotykają się Aleksander VI i Lukrecja, przebrani w kostiumy Króla i Królowej. Nie rozpoznając swej córki, papież zabiera ją do kaplicy, gdzie uprawiają miłość na ołtarzu, zrzuciwszy z niego wcześniej święte relikwie. Jakież jest ich zdziwienie, gdy zdejmują swe maski! Jednak świadomość popełnionego grzechu tylko potęguje ich rozkosz...
Niestety, romansu nie sposób kontynuować ze względów praktycznych. Lukrecja ma już kochanka, swego brata Cezara, zaś zazdrość tegoż mogłaby zagrozić jedności rodziny. Papież jest niepocieszony, lecz rezolutna córka proponuje mu idealny substytut: dziewczynę dorównującą jej pięknem i zmysłowością. Jest to Julia Farnese, znana czytelnikom z pierwszego tomu ("Krew dla papieża"). Ślicznotka od ponad roku marnuje się w żeńskim klasztorze, a Siostra Przełożona nie chce jej wypuścić, powołując się na surową regułę zakonną. Jednak nie z Ojcem Świętym takie numery! Papiescy siepacze siłą wkraczają do klasztoru, przykładnie karząc nieposłuszną mniszkę i uwalniając Julię. Wdzięczna swemu wybawcy dziewczyna natychmiast zostaje jego faworytą...
To streszczenie zaledwie kilku pierwszych stron "Płomieni". Dalej jest równie ciekawie. Co scena to kolejna porcja bluźnierstwa, przemocy i wyuzdania. Na każdej stronie grzech. To ci dopiero lektura! Należy jednak uprzedzić czytelników, którzy zapragną uczyć się z niej historii. Nie było zamierzeniem Jodorowskiego pieczołowite odtworzenie realiów XV wieku. Artysta ten nigdy nie pretendował do miana historiozofa. Zawsze natomiast był wizjonerem. Jego rozbuchana wyobraźnia nie uznaje żadnych granic, czyniąc z przesady cnotę, a z wszelakiej aberracji normę. Kiedy więc Jodorowski podjął się odmalowania czasów największej rozpusty Watykanu, tylko naiwni mogli oczekiwać, że dokona tego w sposób subtelny i taktowny. Należało się raczej spodziewać, że jego intencją będzie przelicytowanie
wszystkiego najgorszego, co do tej pory o Borgiach powiedziano. A powiedziano naprawdę sporo. Już podczas panowania Aleksandra VI polityczni przeciwnicy rozpuszczali o nim najohydniejsze plotki. Z czasem urosły one do rangi czarnej legendy, niewiele mającej wspólnego z rzeczywistością. Jodorowski idzie jeszcze dalej, tworząc czystą fantasmagorię, zabarwioną oczywistym resentymentem. To de facto gigantycznych rozmiarów paszkwil na Kościół Katolicki, który najwyraźniej już za czasów Renesansu był instytucją martwą i pod względem moralnym całkowicie skompromitowaną.
Jodorowski wielokrotnie w przeszłości udowadniał swój talent do przedstawienia tego, co w ludzkiej naturze najmroczniejsze. Nie czynił również tajemnicy z pogardy, jaką żywi dla przeciętnego zjadacza chleba - bezrozumnej owieczki, wiedzionej na rzeź przez interesownych pasterzy. Wszystkie instytucje są dla Jodorowskiego narzędziami opresji. Instytucje religijne napawają go zaś szczególną odrazą, ponieważ odzierają ludzi zarówno z pieniędzy, jak i z duchowego indywidualizmu. Chilijski Mag zazwyczaj jednak nie poprzestawał na odmalowywaniu całkowitego upadku, przeciwstawiając zdegenerowanemu światu indywidualistę, konsekwentnie zmierzającego do osiągnięcia doskonałości poprzez serię ciężkich prób (per aspera ad astra). Bohaterami tego typu byli m.in. John Difool z "Incala", Albino z "Technokapłanów" czy tybetański mnich z "Białego Lamy". Nawet tak szemranym osobnikom jak Juan Solo czy Kret została przyznana szansa odrodzenia się w nowym, lepszym wcieleniu.
Pod tym względem "Borgia" to seria wyjątkowo pesymistyczna. Nie ma w niej żadnego pozytywnego bohatera i nie zanosi się, by w kolejnych tomach takowy się pojawił. Papieski dwór do cna przeżarty jest zepsuciem. Korupcja jest wszechobecna, zarówno w obozie popleczników, jak i przeciwników Borgiów. Jedyną osobą szczerze oburzającą się poczynaniami papieża jest mnich Savonarola. Niestety, to po prostu maniak, w swoim fanatyzmie równie odrażający, co Aleksander VI w rozpuście. Religijny żar Savonaroli sprawia, że płoną stosy. Bliżej mu więc do Torquemady niż do Franciszka z Asyżu.
Ową jednostronność (całkowite potępienie, bez możliwości odkupienia) można uznać za wadę bądź za zaletę, w zależności od naszych oczekiwań. Jeśli liczymy na coś więcej niż zjadliwy paszkwil, będziemy rozczarowani. Natomiast w swojej kategorii, czyli jako oszczerczy i obelżywy frontalny atak na Kościół, "Płomienie stosu" są dziełem bliskim doskonałości. Również za sprawą przepięknej oprawy graficznej, o której jak dotąd nie miałem okazji wspomnieć. Dobra wiadomość: Milo Manara wciąż rysuje najwspanialsze i najbardziej ponętne kobiety, jakie tylko można sobie wyobrazić, a tym razem powabu dodają im przepyszne renesansowe suknie. Zostają one co prawda bardzo szybko zrzucone, jak to zwykle u Manary bywa. Scenarzysta Jodorowski nie widzi żadnych przeciwwskazań. I bardzo dobrze!
Linki:
1) Obszerna notatka prasowa o Alejandro Jodorowskim w formacie PDF
http://www.kinoinfo.pl/pliki/Kret_press.doc
2) Świetny artykuł o Milo Manarze z KZ, internetowego magazynu komiksowego
http://www.kazet.bial.pl/2002_07/manara.html
rzygać się chce...
OdpowiedzUsuńDla mnie bomba
Usuń