26 stycznia 2009

Titanic (1943) - Keine Panik auf Titanic

Sporo nakręcono filmów o pierwszym (i zarazem ostatnim) rejsie Titanica, lecz ten jest inny niż pozostałe. Jego oryginalność wiąże się z krajem i datą produkcji: Niemcy, 1943. W państwie totalitarnym i w okresie największej mobilizacji całego narodu kino nie mogło pozostać obojętne i nawet tak "egzotyczny" temat jak brytyjska tragedia z 1912 roku zawierać musiał potężną dawkę propagandy. Jak dużą? Intrygowało mnie to od momentu, w którym o filmie usłyszałem. Wreszcie, po kilku ładnych latach, mogłem się o tym przekonać. Nie sprawdziły się moje najśmielsze przypuszczenia, tzn. zatonięcie statku nie okazało się efektem syjonistycznego spisku. Co więcej, w tej wersji historii pośród pasażerów statku nie ma ani jednego Żyda. Ten brak jest podejrzany. Nasuwa uzasadnione przypuszczenia, że na tym etapie wojny starano się wymazać naród żydowski nie tylko z oblicza ziemi, ale i z pamięci niemieckich obywateli. Niemniej lepsza ta całkowita absencja niż perfidna karykatura, z jakiej kinematografia III Rzeszy słynęła.

Nie, tym razem pod ostrze faszystowskiej propagandy dostali się Brytyjczycy. A konkretnie - arystokracja i finansjera, za nic mająca sobie prostego człowieka. Zgniłym burżujom procenty i profity przesłaniają nie tylko dobro ogółu, ale i zdrowy rozsądek. Najbardziej odrażającym brytyjskim snobem jest Sir Bruce Ismay, prezydent linii White Star, który za wszelką cenę chce pobić dotychczasowy rekord trasy UK-USA. Nakazuje więc kapitanowi maksymalną prędkość, ignorując ostrzeżenia o niebezpieczeństwie, grożącemu statkowi. Skutki tej nieostrożności dobrze znamy z innych filmów o Titanicu. Szalup ratowniczych było za mało, tysiące ludzi zostało skazanych na śmierć w głębinach morza i na niewiele zdało się bohaterstwo marynarzy, którzy próbowali ocalić, kogo się dało.

W niemieckiej wersji wśród ratowników na pierwszy plan wysuwa się jedna postać. Szlachetny pierwszy oficer, który jako pierwszy dostrzegł zagrożenie i z całych sił próbował mu zapobiec. Nikt go jednak nie słuchał, a potem było już za późno... Jest to figura nierozerwalnie związana z filmem katastroficznym. To na nim skupia się sympatia widza (choć kibicujemy również parze kochanków, która obowiązkowo musi się pojawić). Przestrogi bohatera muszą okazać się głosem wołającego na puszczy, inaczej nie byłoby filmu, lecz ma on szansę wykazania się już w trakcie katastrofy . Tak jest i tym razem. Pierwszy oficer rezygnuje z miejsca w szalupie, pomaga kalekom, ratuje od utonięcia małą dziewczynkę, itp. Na szczęście nie straszne mu również lodowate fale oceanu, dlatego też po zatonięciu statku bez problemu dostaje się wpław do najbliższej szalupy. Już w Anglii doprowadza do postawienia przed sądem Sir Bruce'a, faktycznego sprawcy całej tragedii.

Byłby to kolejny typowy szlachetny bohater, gdyby nie jego narodowość. Otóż jest on... Niemcem. Bohaterstwo i mądrość nie są w tym wypadku zaledwie rysem indywidualnym. Podobnie prawy i dzielny jak on jest cały naród niemiecki, cała aryjska rasa! Nie da się ukryć, że taki heros to dla propagandy skarb nie do przecenienia. Mniejsza o to, że musiał zostać wymyślony, gdyż w rzeczywistości nie istniał (Pierwszym oficerem na Titanicu nie był Niemiec Petersen, lecz Brytyjczyk William McMaster Murdoch). Historyczna akuratność to tylko detal, najważniejszy jest emocjonalny wpływ filmu na widza. Z jednej strony podbudowanego wzniosłym przykładem męstwa rodaka, a z drugiej oburzonego korupcją elit Wielkiej Brytanii. Film bowiem kończy się oskarżeniem angielskiego sądownictwa, które pomimo przytłaczających dowodów uniewinnia zbrodniarza Ismaya.

Patrząc z perspektywy czysto filmowej, jest to fachowy film katastroficzny, o bezbłędnej konstrukcji dramaturgicznej, zrealizowany sprawnie i z rozmachem. Spory nakład kosztów może robić wrażenie, zważywszy na to, że w trzecim roku wojny Niemcy miały również inne, bardziej priorytetowe wydatki. Jednak nie tylko Lenin, ale i Goebbels wiedział, że kino jest najważniejszą ze sztuk, dlatego obydwaj nie oszczędzali na propagandzie. Niestety tym właśnie, czyli antybrytyjskim paszkwilem, jest "Titanic" AD 1943. Mniejsze znaczenie ma fakt, że jest to również całkiem przyzwoity filmowy spektakl. Na zawsze już pozostanie okryty niesławą, skazany na "pokątne" oglądanie z DVD (importowanego), tudzież na specjalistycznych przeglądach. .

Link IMDb: http://www.imdb.com/title/tt0036443/

1 komentarz:

  1. Patrząc z perspektywy czysto filmowej, jest to fachowy film katastroficzny, o bezbłędnej konstrukcji dramaturgicznej, zrealizowany sprawnie i z rozmachem. Spory nakład kosztów może robić wrażenie, zważywszy na to, że w trzecim roku wojny Niemcy miały również inne, bardziej priorytetowe wydatki. Jednak nie tylko Lenin, ale i Goebbels wiedział, że kino jest najważniejszą ze sztuk, dlatego obydwaj nie oszczędzali na propagandzie. Niestety tym właśnie

    OdpowiedzUsuń