10 maja 2011

This is FUNKY KOVAL? This is Madness!!!

Czwarty tom Funky’ego Kovala zapowiadany był od tak dawna, że chyba nawet najbardziej wytrwali fani dali za wygraną i pogodzili się, że ten legendarny komiks już na zawsze pozostanie Trylogią, której zakończenie pozostawia więcej pytań niż odpowiedzi. Zresztą otwarty finał niekoniecznie musi być czymś złym, czasami wręcz nobilituje dzieło, dodając mu głębi i tajemniczości. Najlepiej świadczy o tym ostatni odcinek Twin Peaks, który w zamierzeniu miał być zaledwie emocjonującą zapowiedzią kolejnej serii, której jednak nigdy nie było dane powstać. Wydawało się, że podobnie stanie się z Kovalem. Już na trzeci album przyszło czekać nad wyraz długo, bo ponad pięć lat. To szmat czasu, zwłaszcza że według niepisanego prawa albumowe odcinki danej serii powinno dzielić nie więcej niż 12 miesięcy odstępu, aby czytelnicy nie zdążyli zapomnieć, o czym opowiadała. Polski rynek był oczywiście anomalią, gdzie skrajnie wyposzczony odbiorca nie miał prawa wybrzydzać, mógł tylko dziękować twórcom, że po upływie tylu lat chciało im się wracać na stare śmieci. Tym niemniej właśnie wtedy pojawiły się dość wyraźne głosy, że to już nie ta jakość, a twórcy powinni dać sobie spokój. Można było odnieść wrażenie, że fala krytyki ostatecznie zniechęciła Bogusława Polcha i Macieja Parowskiego do zabawy w political sience-fiction, dlatego też porzucili ją na rzecz „wiedźmińskiej” fantasy.

Tymczasem okazuje się, że idea czwartego albumu nigdy nie umarła, a jeno drzemała, czekając z przebudzeniem na odpowiedni moment. Przez chwilę wydawało się, że będzie nim przygotowana przez Egmont reedycja serii, w której oprócz trzech klasycznych albumów znalazły się trzy plansze planowanej kontynuacji. Autorzy nie poszli wówczas za ciosem, co tłumaczyłem sobie szkicowością owych plansz, nijak mających się do precyzji Trylogii (tak, również Wbrew sobie, krytykowanej trzeciej odsłony). Skutecznym impulsem okazało się dopiero zakupienie przez Hollywood praw do ekranizacji Funky Kovala. Zainteresowanie amerykańskiego przemysłu filmowego jest niewątpliwym sukcesem polskiego komiksu, niezależnie od tego, ile z pierwowzoru pozostanie w gotowym obrazie (zapewne tyle, co w Dylan Dogu, czyli sam tytuł). Zmobilizowani do pracy Parowski i Polch postanowili wreszcie dopowiedzieć dalsze losy dzielnego agenta agencji Universs. Efekty ich pracy możemy oglądać od października 2010 roku w formie odcinków, zamieszczanych w czasopiśmie Nowa Fantastyka.

Mój niepokój wzbudziła już tzw. „cisza w eterze”. Tak wyczekiwanej kontynuacji powinien towarzyszyć medialny szum i opinie czołowych krytyków komiksu, np. jakiś przekrojowy felieton Jerzego Szyłaka. Internet powinien stać się miejscem zażartej dyskusji zwolenników i przeciwników albumu, toczącej się na łamach wszystkich komiksowych portali i grup dyskusyjnych! Tymczasem nic z tego. Wytrwałe poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów. Nie natknąłem się choćby na jedną opinię na temat publikowanych w Nowej Fantastyce materiałów, co dopiero mówić o dyskusji. Czyżby N. F. spadła do roli marginalnego pisma o ograniczonym zasięgu, czytanego wyłącznie przez ludzi starej daty, którym brak czasu nie pozwala na udzielanie się w Internecie? Trudno byłoby uwierzyć w coś takiego, ale jeszcze trudniej w to, że wysiłki naszych klasyków komiksu nikogo już nie obchodzą, a sam Funky stał się reliktem minionej epoki. Ale tak przecież nie jest, skoro funkcjonuje nawet oficjalna strona serii, regularnie informująca o fanowskich spotkaniach z Polchem oraz postępach prac nad ekranizacją. Tymczasem o publikacji czwartego albumu w odcinkach zaledwie coś tam się niewyraźnie przebąkuje. Może więc wszyscy wstrzymują się z komentarzami do wydania albumowego, które według zapowiedzi powinno ujrzeć światło dzienne pod koniec tego roku? Przecież jeszcze nie wszystkie odcinki się ukazały, co teoretycznie uniemożliwia kompleksowe spojrzenie.

Jako osobnik niecierpliwy z natury nie mogłem czekać, aż Wrogie przejęcie, bo tak właśnie brzmi tytuł czwartej odsłony Kovala, zawita do sklepów. Natychmiast po otrzymaniu informacji o jej istnieniu sięgnąłem po Nową Fantastykę. Przeczytałem sześć odcinków, choć na dzień dzisiejszy dostępnych jest więcej, bodajże osiem. Jak się okazało, była to najcięższa komiksowa lektura w całym moim życiu! Mocno powiedziane, zważywszy na fakt, że za czasów młodości nie ominęły mnie takie obrazkowe zakalce jak Wirus czy Szwedzka intryga/Złowrogi półksiężyc. Owe niesławne tytuły były jednak wypocinami nieznanych twórców, których publikację umożliwił okres kompletnego chaosu, towarzyszący przemianie ustrojowej. W przypadku Wrogiego przejęcia mamy natomiast do czynienia z czymś znacznie bardziej przerażającym, mianowicie całkowitą zapaścią błyskotliwych niegdyś artystów. Czwarty Funky stawia pod znakiem zapytania już nie stan kondycji twórczej, ten bowiem objawia się z całą wyrazistością, lecz wręcz ich zdrowie psychiczne. Wydaje się, że nikt przy zdrowych zmysłach nie skierowałby do druku tak złego materiału.

Czy czegoś podobnego można się było spodziewać? Po jako takim ochłonięciu z przykrością muszę stwierdzić, że tak. Przede wszystkim należało potraktować zaprezentowane w 2003 roku plansze jako wskaźnik aktualnych możliwości graficznych Bogusława Polcha. Pełen dobrej woli uznałem je za wypadek przy pracy, chwilowy spadek formy, tymczasem prawda jest nieubłagana: Twórca Ekspedycji od ponad dekady nie narysował żadnego komiksu, w związku z czym zupełnie zapomniał, jak to się robi i teraz w bólach opanowuje się tę trudną sztukę od nowa. Obruszałem się na określenie „chałtura”, jakie często padało przy podsumowywaniu jego działalności w charakterze grafika reklamowego. Przecież reklama również może być sztuką, a Polch dowiódł, że do perfekcji opanował sztukę skrótu graficznego (vide okładki Wiedźmina dla wydawnictwa Supernova). Obecnie skłonny jestem przyznać rację malkontentom. Cokolwiek Polch tworzył przez te wszystkie lata, z pewnością nie było sztuką wysokich lotów, skoro zaowocowało tak wielką katastrofą jak Wrogie przejęcie. Brzydka i nieczytelna grafika, niechlujny układ kadrów, bohaterowie wyglądający niczym karykatury wykonane ręką amatora… Całkiem nieoczekiwanie jedyną postacią, która zachowała swe dawne oblicze, jest miss Lilly Rye. Ponieważ jednak została uśmiercona w poprzednim albumie, pojawia się wyłącznie w charakterze wizji sennej, na przestrzeni trzech lub czterech kadrów. Zdecydowanie za krótko, by uratować komiks.

Wydawałoby się, że nic gorszego od fuszerki Polcha nie może nas spotkać, tymczasem dzielnie sekunduje jej niewydarzony scenariusz Macieja Parowskiego. W tym wypadku zwiastunem nieszczęścia był wywiad, w którym Parowski oznajmił, że nie zamierza pisać banalnej linearnej kontynuacji, lecz zaproponować coś zupełnie nowego, "świeżego". Nie wiem, co takiego złego w tradycyjnej fabule, zwłaszcza gdy jest dobrze poprowadzona. Scenarzysta w każdym razie dał wyraźnie do zrozumienia, że nie interesują go zanadto dalsze losy wymyślonego niegdyś bohatera, miałby natomiast ochotę odrobinę poeksperymentować jego kosztem. Słowo stało się ciałem (tzn. koślawą grafiką) i zamiast wyjaśnienia nurtujących nas od kilkunastu lat zagadek dostajemy ciąg "pojechanych", pozbawionych sensu i wyraźnej puenty scenek, które po 20 stronach okazują się snem zamroczonego narkozą Kovala. Przebudzenie bohatera niewiele zresztą zmienia, narracja w dalszym ciągu demonstracyjnie odrzuca logikę i związki przyczynowo-skutkowe. Intencje autora dość szybko ujawniają nachalne odniesienia do Internetu, komputerów, tudzież innych technicznych nowinek. Pokręcona fabuła ma oddawać współczesną mentalność użytkownika sieci, przyswajającego informacje w sposób chaotyczny i pośpieszny. Jacek Parowski wydaje się podzielać poglądy głoszone przez Petera Greenawaya, głoszącego rychłą śmierć narracji i proponującego w jej miejsce audiowizualny, najlepiej trójwymiarowy happening. Czy mają rację? Ich nieudane eksperymenty świadczą raczej o tym, że w dalszym ciągu najlepiej sprawdza się „banalna”, tradycyjna fabuła. I po co było wciągać w ten marnej próby postmodernizm Funky’ego, największą legendę polskiego komiksu? Z pewnością nikomu nie wyszło to na zdrowie.

Niedobrze na stare lata zamieniać się na siłę w wielkiego awangardzistę. Artystom starej daty znacznie lepiej wychodzi szlachetny akademizm. A jeśli również na to braknie już talentu i sił, lepiej przejść na zasłużoną emeryturę. Nigdy nie przypuszczałem, że stanę się pierwszym, który otwarcie apeluje o porzucenie zamiaru opublikowania kontynuacji Funky Kovala w formie albumu! Wypuszczenie go na rynek tylko ośmieszy autorów, a wydawnictwu przyniesie olbrzymie straty. Może również zrazić młodych czytelników do reszty serii. Naprawdę nie warto. Podejrzewam, że podobnego zdania jest większość zainteresowanych, która woli jednak zachować milczenie, by nie urazić naszych kochanych weteranów. Zawsze jednak znajdzie się osoba, która nie może wytrzymać i musi sobie ponarzekać. Cóż, tym razem padło właśnie na mnie.

24 komentarze:

  1. Niech Ci będzie, że jesteś pierwszy ;]
    Dobry text ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha! A więc jednak nie udało mi się dotrzeć do każdego zakamarka sieci, bo na Twój post nie natrafiłem, drogi Huncwocie! Ale już się wpisuję w grono obserwatorów :-) Jednak podtrzymuję, że jako pierwszy SPRZECIWIAM SIĘ WYDANIU ALBUMOWEMU. Ty byłeś dla Polcha znacznie bardziej łaskawy, zaledwie taktownie zasugerowałeś mu przejście na emeryturę...

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyszedłem z założenia, że nie kopie się leżącego ;)
    Polch i tak swoje wie, czy się go krytykuje, czy nie ;/

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm, nie chciałbym, aby moja wypowiedź została odebrana jako cyniczny atak, nabijanie się z seniorów. Jej zajadły ton to rezultat przeżytego wstrząsu. Przecież nie mówimy o zwykłym komiksie, tylko o kontynuacji arcydzieła gatunku!

    A Polchowi życzę jak najlepiej. Może męczenie się z Kovalem go rozrusza i przywróci do dawnej formy - jeśli nie z czasów EKSPEDYCJI, to to choćby WIEDŹMINA. Wtedy mógłby zabrać się za ROKOSZ, planowany od dawna autorski projekt.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobry tekst i prawdziwy, niestety stało się najgorsze. Ja już bym przebolał słaby (albo inaczej: nietrafiony), scenariusz i dobre rysunki lub odwrotnie, ale jak wszystko leży to już jest katastrofa!

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    Jako, że system umieszczania komentarzy zakwalifikował mnie jako anonimowego -krótko o sobie. Nie jestem znawcą i wielkim miłosnikiem komiksu. Owszem, w dzieciństwie, jak większość czytałem popularne "Żbiki","Kajka i Kokosza", a nawet stare Relaxy. Jedynym komiksem, który zbierałem i latami wyczekiwałem na następne albumy był komiks Polcha wg Ericha von Danikena (parę lat temu wydany jako Ekspedycja t.I i II). Bardziej więc móglbym siebie określić jako fana charakterystycznego stylu Bogusława Polcha niż fana komiksu. Funky'ego Kovala wcześniej niż w obecnej edycji właściwie, poza 1-2 odcinkami jego pierwszej części w NF właściwie nie znałem. Ale, zachęcony reklamą nowego, kolekcjonerskiego wydania serii w "Metrze" nabyłem i od początku do końca, w kolorze przeczytałem wszystkie 4 tomy serii (ostatni gdy tylko się ukazał).
    Jakie są moje wrażenia? Jestem bardzo rozczarowany. Uważam, że seria była całkiem nieźle rozreklamowana w mediach. Natomiast nie jest to z pewnością dzieło na miarę Danikenowskiej Ekspedycji. Podobała mi się tak naprawdę jedynie pierwsza, i może fragmentami druga część. Potem poziom komiksu zjeżdza po równi pochyłej. Tak, iż uważam, że należy zgodzić się z recenzją Vallaora (która powstała jescze przed kolorową wersją albumu). Co się stało z obliczem bohaterów - Brendy, Funky'ego. Wątki się rwą, fabuła kiepściutka - gdzie jest dynamizm, humor pierwszych części. Również jest to po prostu gorzej namalowane, ostry kontur charakterystyczny dla tego autora komiksu juz zaczął się zmieniać w drugiej części. Nie wiem czy będę w stanie przetrawić jakiekolwiek, już zapowiadane prequele, shorty z Funky Kovalem w roli głównej...Może skoro nie szło, nie warto było w ogóle tworzyć tej czwartej części. Mam wrażenie, że jest narysowana mocno "na siłę". Cóż, paradoksalnie, skoro szumnie zapowiada się film, powiem tak- może będzie on lepszy od "Wrogiego przejęcia" najsłabszej części Funky Kovala.

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie przeczytałem album i od razu szukam jakieś negatywnej recenzji, żeby się dołączyć. Zgroza. Rysunki pal sześć, nie są olśniewające, ale ludzie krytykowali już "Wiedźmina", który moim zdaniem był ok. Polch może w pewnym momencie zaczął zmierzać w dziwnym kierunku, taka w sumie często spotykana wśród twórców ewolucja kosztem sympatii czytelników, jednak to nie powód do odsądzania go od czci i wiary. Jednak scenariusz to maskara. Gdybym nie przeczytał wywiadu z Parowskim przed lekturą komiksu, nie zrozumiałbym chyba nic. A i tak niewiele umiałem pojąć. Współscenarzystą jest Polch, nie można zrzucać całej winy na Parowskiego. Trzeba naprawdę nie lubić swoich czytelników, żeby zaserwować im taki bełkot okraszony pozytywnymi rezenzjami na tylnej stronie. Tymczasem to jest antyscenariusz. Na przykład, czy nie jest kosmicznym błędem absurdalnie duża liczba pojawiających się postaci drugoplanowych (pierwszoplanowych nie ma). Przed ojcami Funkego Kovala stanęło karkołome zadanie i połamali karki. Jedyny, który się obronił, to Jacek Rodek, cokolwiek spowodowało, że nie brał w tym udziału. Niech Hollywood wywróci tę opowieść do góry nogami, wyjdzie jej to na dobre.

    OdpowiedzUsuń
  8. hmm... Uważam, że niezrozumienie albumu nie powinno być usprawiedliwieniem do krytyki jego przekazu. FK4 można ogarnąć umysłem bez pomocy "ulubionego źródła wiedzy pewnego prezydenta", natomiast pewne niedomówienia pozostawiają miejsce na odrobinę naszej interpretacji. Jest to zaleta w szczegolnosci w porownaniu do łopatologii hollywoodu.
    Graficznie dopiero kolor nadał sens pracy Polcha, bo czarnobiała wersja to była faktycznie porażka. Parę kadrów jest chyba narysowanych przez jakiegoś pijanego drolla, ale całość i tak bije grafiki z Wiedźmina, więc w konsekwencji jest pozytywnym zaskoczeniem. Minusem są bujdy Parowskiego typu Buzek w europarlamencie - takie teksty mogą być umieszczane na niszowym blogu, ale dodanie ich do albumu to wstyd.
    Sumujac: sa wpadki ale calosc wypada całkiem dobrze. Daję db-
    /tomky tomk

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam.
    Jestem po lekturze Funkiego 4, 20 lat mniej lub więcej czekania i ... załamka, to coś nie wiem nawet jak nazwać. Szkoda czasu i pieniędzy autorów i nas czytelników. Żegnaj Funky, chociaż patrząc na ten album umarłeś dawno temu.
    Paweł Kubacki

    OdpowiedzUsuń
  10. @Paweł - A teraz weź pierwszy tom, poczytaj bzdety o temporystach i aferze zodiakalnej... To jest "załamka" a nie FK4, ale jak ktoś czytał komiks w wieku 5 lat a teraz jest dorosły to mu wyobraźnia podpowiada, że "kiedyś było lepiej"

    OdpowiedzUsuń
  11. Dołączam się do krytyki. Czwarta część jest po prostu brzydka i niezrozumiała. Ten wspaniały kolor, który miał "zagrać" to w rzeczywistości wyblakłe, niechlujnie kładzione plamy. Akcja... jaka akcja? Jakieś skoki, sceny nie wynikające z siebie... Powiedzmy szczerze - Koval od początku nie był komiksem o wysokich walorach artystycznych, bronił się jednak detalami ukazanego świata oraz jakąś tam wartką fabułą w stylu klasycznej s-f. Teraz miało prawdopodobnie powstać "głębokie dzieło", mieszanina artyzmu graficznego i filozofii. Efekt? Zbyt głęboki jak dla mnie. Zupełnie jakby Hieronimus Bosch postanowił namalować coś w stylu Andy'ego Warhola a Sienkiewicz pisać jak Marquez. Niestety, nie wyszło. Pieniądze za album wyrzucone w błoto.

    OdpowiedzUsuń
  12. Odpie...lcie sie od Polcha. Pierwsze komiksy i jego styl rysowania były fantastyczne. To ze facet na tym nic nie zarobi, a za granica moglby kokosy zbirac, nie dziw, ze zredygnowal z PIETYZMU jakim obdrzal kazdy kadr komiksu. Panie Polch .. POWODZENIA!

    OdpowiedzUsuń
  13. Dzięki za recenzję. Dobrze wiedzieć, że kupno tego cuda to 16 PLN wyrzucone w błoto. Poczekam, aż pojawi się w jakieś lokalnej księgarence, to przewertuje sobie. Może jak mnie przekona do siebie to kupię, a jak nie, to nie, ale po takich recenzjach w ciemno kasy nie wydam. Recenzji i skanach, chociaż przez długą chwilę starałem się przekonać sam siebie, że to nie Funky tylko wroga propaganda.

    OdpowiedzUsuń
  14. Sorry ale widzę że są tu prawie same marudy rozumiejące kadry typy superman i teksty typu łaał!
    Ja daję FK4 silna 4 (na 5)

    OdpowiedzUsuń
  15. FK4 to niestety dno dna. nawet nie martwią szkice, które Polch zaserwowł czytelnikom zamiast rysunków, ale scenariusz to zwykły, tandetny bełkot siłujący żałosnie filozofować. nie spodziewałem się, że brak Rodka aż tak obnizy poziom. poza tym komiks jest po prostu nudny. i naprawdę wali mnie, jakie wizje funky miał w swoich majaczeniach, na pewno nie warto poświęcac na nie kilkunastu stron komiksu. na siłę wklejone 4 plansze z 2002 r (szkice wydrukowano kiedyś w wydaniu albumowym) to jedyne jasniejsze elementy komiksu, niestety i one zostały zapaskudzone włączeniem do wizji wkurzającego Kovala. bo główny bohater tym razem naprawdę irytuje i nudzi. paw dla snobów, którym mozna wmówić, że narżnięcie w gacie w towarzystwie to prowokacja artystyczna.

    OdpowiedzUsuń
  16. przczytalem nowego FUNKIEGO i musze stwierdzić, że to jednak straszna hała. Polch chyba nie wie, że jego komoksy cieszyły sie taka popularnoscia przede wszystki dla tego, ze byby tak szczegolowo rysowane. SZKODA

    OdpowiedzUsuń
  17. podtrzymuję wynurzenia recenzenta z całą przykrością dno i metr mułu jeśli chodzi o scenariusz.. no choćby chciał powiedzieć coś pozytywnego to nieda się ,nawet przez sentyment.
    Rysunki są lepsze niż w poprzednim albumie ale sajgon koncepcyjny i ogólny rozgardiasz są nie do przyjęcia ,po prostu tego sie nieda czytać,niema w tym wogóle spójności.

    OdpowiedzUsuń
  18. Brenda ala ms.Olympia i Barley judoka nauczycielem wf-u totalny hardcore,brak słów...

    OdpowiedzUsuń
  19. "Barley judoka nauczycielem wf-u totalny hardcore,brak słów... "

    A wiesz jak na życie musieli zarabiać wygnani przez rusków polscy bohaterowie II WŚ np. Generał Maczek?
    Zamiast tracić czas na pisanie mądrości typu "masakra czy hardcore" weź się za naukę, żeby nie być ignorantem
    /res

    OdpowiedzUsuń
  20. Niby dorośli ludzie, a zachowujecie się jak banda zapłakanych dzieciaków. Nikt normalny nie mógł oczekiwać, że to będzie stary, dobry Funky. Od początku przewidywałem że niestety dobrze nie będzie, i od początku wiedziałem, że i tak kupie (w końcu 20 zł to cena dwóch piw w pubie, a nad tym jakoś nikt nie rozpacza). Zacznijmy od najprostszej sprawy - rysunek. Polch już 20 lat temu porzucił cyperpunkową kreskę. Widać to było w Wiedźminie (nawiasem mówiąc bardzo mi tam jego kreska podchodzi, jest taka przaśna, daleka od kolorowej łagodnej kreski z komiksów fantasy wydawanych w krajach beneluxu, bardzo żałuję że wydawca zrezygnował z Polcha i nowe wydania W. opatrzone są syfiastymi rysunkami niewiadomokogo). Wpływy nowego stylu bardzo wyraźne widać było już w trzecim FK. Owszem, zmiana to na gorsze, tym niemniej naiwnością było sądzić, że nagle się Polchowi odmieni. Druga sprawa - scenariusz. Tu także tylko wyjątkowe naiwniaki mogły żyć złudzeniami. Upłynęło zbyt wiele czasu, w zbyt wielkich bólach czwarta część powstawała, brak Rodka też zrobił swoje. Od samego początku fabuła WP jest wtórna i miałka. Po kilku pierwszych stronach zacząłem żałować, że twórcy nie zdecydowali się na jakiś karkołomny przeskok akcji i o dziwo jednak to zrobili tylko szkoda, że dopiero pod koniec komiksu. Gdyby akcja od początku rozgrywała się przesunięta o min. 5-10 lat do przodu, całość, paradoksalnie, byłaby bardziej spójna (zresztą, sądząc po tym jak zmienili się fizycznie bohaterowie przez te 5 komiksowych lat, bardziej wydaje się, że minęło właśnie ok. 15-20 lat, jak w życiu realnym ;)) Kilka badziewnych wątków (smoki!?) tragiczne urywane dialogi mające ukryć brak pomysłu na fabułę, bezpłciowe zakończenie, sporo nielogiczności, pastwić się łatwo, ale to wszystko było do przewidzenia. A poza tym przecież początki FK też były żałosne. Tak naprawdę dopiero od połowy 1 albumu wchodzimy w cyberpunk, album 2 to już absolutne arcydzieło, potem album 3 znowu spora obniżka i album 4 dopełnienie goryczy. To samo stało się z Yansem, to samo dzieje się z Thorgalem i XIII... Dobrze, że WP się ukazało, inaczej FK urywałby się bez zakończenia, a przy okazji była okazja do wydania eleganckiej reedycji całej serii. I z tego się bardzo cieszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co ty belkotasz... oczekiwany a uzyskany efekt. Dlatego takie rozczarowanie.

      Usuń
  21. Pierwsza i druga część - petarda, klasyka, same superlatywy. Trójka i czwórka - porażka. Przy czym trójkę jeszcze można przeczytać, ale czwórka to kompletne nieporozumienie. Jedynkę i dwójkę pamiętam z dzieciństwa, więc będąc dorosłym człowiekiem kupiłem je w ciemno. W celu poznania dalszych losów Funky'ego i uzupełnienia kolekcji kupiłem również kolejne części - niestety, był to błąd... Czwórka to bezsens - zarówno plastyczny, jak i merytoryczny. Szkoda czasu, pieniędzy i papieru...

    OdpowiedzUsuń
  22. Właśnie przeczytałam czwarty album. Po kilku latach, ale może to i lepiej, bo przez te kilka lat mogłam mieć nadzieję, że jest tylko źle, no że ewentualnie jest bardzo źle, ale nie spodziewałam się, że aż tak tragicznie. Niechlujna, pospieszna kreska, bezsensowny scenariusz. Nic nie zostało z magii, z napięcia z zachwytu fascynującą technologią Drolli. Nic nie zostało :( A motyw z małoletnimi potomkami Kovala i Dritta dopełnia całości rozpaczy. Wielka szkoda.
    /Freja

    OdpowiedzUsuń
  23. A mi ten 4 album zwisa mimo ze faktycznie tragedia. Na yansa nikt tak nie narzeka a tam tez przeciez naiwna przyglupawa historia kupy sie nie trzymajaca. Wazne jest to ze Polh narysowal najlepiej wygladajace komiksy na świecie ;) mowie o bez oddechu i sam przeciw. Dla mnie te albumy zjadaja mobiusa, rosinskiego czy innych.

    OdpowiedzUsuń