8 listopada 2010

Drzewa (1995) - Nie mordujcie lasu!

Grzegorz Królikiewicz, najbardziej bezkompromisowy spośród polskich reżyserów, za temat swojego ostatniego filmu fabularnego obrał bezpardonową konfrontację człowieka z naturą. Drzewa określane są zazwyczaj jako ekologiczny horror, jednak nie jest to całkowicie precyzyjna klasyfikacja i na dobrą sprawę mogła wyrządzić dziełu więcej szkody niż pożytku. W przypadku filmu podpisanego przez twórcę, który jak żaden inny zasłużył na miano "polskiego Godarda", możemy być pewni tylko tego, że będzie awangardowo i mrocznie. Ów mrok występuje w Drzewach prawie wyłącznie w warstwie metaforycznej. Tonacja obrazu jest bardzo jasna, wręcz mieni się wszystkimi kolorami tęczy. A to za sprawą wielobarwnej roślinności, która staje się głównym punktem zainteresowania twórców.

W tle bujnej przyrody znajduje się para małżeńska zamieszkująca w nadmorskim miasteczku. Paweł (Paweł Wawrzecki) jest nauczycielem przyrody w podstawówce. Zamiast cieszyć się ciszą i spokojem na lekcjach (dzieci są wyjątkowo grzeczne - to jeden z koronnych dowodów na całkowity brak realizmu w filmie), bohater zadręcza się świadomością, że jego pedagogiczne wysiłki nijak się mają do zawodowych sukcesów jego żony, uznanej pani biolog, cieszącej się w świecie naukowym sławą supergwiazdy. Ewa (Ewa Kasprzyk) bez reszty pochłonięta jest badaniami nad roślinami, przesiadując dnie i noce w gigantycznej pracowni, wypełnionej komputerami i sadzonkami. Zaniedbywany i sfrustrowany małżonek zaczyna urządzać jej sceny, narasta w nim ślepa furia, którą zaczyna kierować na przedmiot badań Ewy.

Paweł utwierdza się w przekonaniu, że winę za jego wszelkie kłopoty ponoszą rośliny, oglądając telewizyjne wystąpienie charyzmatycznego profesora (Leon Niemczyk!). Głaszcząc pieszczotliwie ogromnego węża, profesor twierdzi, iż drzewa, krzewy, trawa, tudzież inne chwasty są dla ludzkości zwykłą zawadą. "Nie potrzebujemy ich tlenu, ponieważ promienie księżyca dostarczają nam zbawczy ozon!" - przekonuje, nawołując do ostatecznej rozprawy z przebrzydłą roślinnością, która od wieków toczy z rodzajem ludzkim walkę o dobra naturalne planety. Profesor wydał nawet książkę na ten temat. Co ciekawe, jej współautorką była Ewa, zupełnie nieświadoma faktu, że wyniki prowadzonych przez nią badań posłużą do wysnucia tak skrajnych wniosków.

Paweł przekonuje urząd miasta o konieczności wycięcia wszystkich spróchniałych drzew, zasłaniając się troską o publiczne bezpieczeństwo. Na tragedię nie trzeba długo czekać. Jeden ze ścinanych dębów przygniata robotnika (Franciszek Trzeciak, jeden z najbrzydszych polskich aktorów, ulubieniec Królikiewicza). Pod wpływem argumentów Pawła, a zapewne również i prof. Niemczyka, który za sprawą TV gości w każdym domu, mieszkańcy miasteczka biorą się do masowego wyrębu lasu. Od tej pory zaczyna się totalna masakra. W ruch idą siekiery, piły mechaniczne, noże, palniki, łańcuchy, igły, żelazka, a nawet zęby (w scenie obgryzania gałązki przez rozszalałą gospodynię domową). Zanim nastanie kres szaleństwa, zostaną powalone setki drzew...

Na potrzeby realizacji ostatniej partii filmu poświęcono sporą połać lasu, dlatego też lekko dziwi Nagroda Specjalna na IV Ogólnopolskim Festiwalu Filmów Ekologicznych EKOFILM'96. Zapewne jurorzy stwierdzili, że "gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą", że szlachetne przesłanie pro-ekologiczne usprawiedliwia tak radykalne środki. Może zresztą Królikiewicz po prostu wystarał się u drwali o możliwość sfilmowania akcji, która tak czy inaczej zostałaby przeprowadzona? Tego się nie dowiemy, w każdym razie nie można tym razem liczyć na uspokajającą informację: "Żadne drzewo nie ucierpiało przy powstawaniu tego filmu". Nie da się ukryć, że ucierpiało, i to niejedno. Tym ważniejsze staje się pytanie, czy zrealizowane tak wysokim kosztem Drzewa spełniają swoją perswazyjną funkcję? Czy ich wymowa będzie dla wszystkich czytelna?

Klarowność przesłania nie jest w przypadku twórczości Królikiewicza czymś oczywistym. Jego awangardowy, pogmatwany styl sprawia, że widz najczęściej zostaje po seansie z większą ilością pytań niż odpowiedzi. W przypadku Drzew pomocna okazuje się konwencja horroru, do jakiej reżyser się odwołuje. W filmie grozy człowiek staje oko w oko ze śmiertelnym zagrożeniem, ucieleśnionym pod postacią przedstawiciela jakiegoś obcego gatunku. Nierzadko jednak prawdziwe źródło zła kryje się w samej naturze ludzkiej i okazuje się, że naszym największym wrogiem jesteśmy my sami. U Królikiewicza następuje połączenie tych wątków. Pozornie zagrożenie stanowią drzewa, dzięki nietypowym punktom widzenia kamery istotnie przybierające kształty odmiennej, potencjalnie niebezpiecznej formy życia. Właśnie w ten sposób postrzegają je mieszkańcy miasteczka, którzy ostatecznie okażą się prawdziwymi agresorami. Intencja reżysera staje się jasna, gdy odczytamy zawartą w fabule biblijną metaforę, ukazującą na miasteczko jako na raj, w którym człowiek żyje w symbiozie z naturą (choć niezupełnej - w końcu to już XX wiek i wszyscy mają samochody, mieszkania, najzamożniejsi nawet komputery!), zanim nie zwróci się przeciwko niej, ulegając zwodniczym podszeptom Diabła. Metafora nie jest zbyt trudna do odczytania, co chwilę coś nam o niej przypomina, a to znaczące imię bohaterki, a to gigantyczny wąż, ofiarnie dźwigany na ramionach przez Niemczyka. Łatwo też dostrzec w końcowej hekatombie drzew aluzję do pogromów i Holocaustu - mechanizm narastania agresji wobec "obcego", którego obwinia się o całe zło świata, przedstawiony został dość przejrzyście.

Niewątpliwie przy odrobinie dobrej woli da się odczytać większość z tego, co Drzewa chciały nam przekazać. Kwestią sporną pozostaje natomiast, czy mają one wystarczającą siłę sugestii, by przekonać do siebie widzów. Recepcja po premierze okazała się wyjątkowo chłodna. Publiczność zdecydowanie odrzuciła trudny film, w czym sekundowali jej krytycy, spisując Królikiewicza na straty, jako zdziwaczałego do reszty awangardzistę. Drzewa docenione zostały docenione wyłącznie przez grona profesorów nauk humanistycznych. Co nie powinno dziwić - jest to w głównej mierze propozycja intelektualna. Musi rozczarować widzów spodziewający się atrakcyjnej i przejrzystej fabuły, ciekawych psychologicznie sylwetek protagonistów, napięcia i emocji... w sumie wszystkiego, czego tradycyjnie oczekuje się od kina. Całkiem prawdopodobne, że cieplejsze przyjecie mogą zgotować mu miłośnicy horrorów, pod warunkiem, że nie nastawią się na masakrę (nawet najbardziej efektowny wyrąb lasu to jednak nie to samo, co krew i flaki), lecz sugestywny klimat tajemnicy i niepokoju. Niewątpliwe dziwaczne i raczej nie do końca udane dzieło Grzegorza Królikiewicza przy odrobinie właściwej promocji mogłoby doczekać się statusu filmu kultowego. By tak się jednak stało, należało by najpierw postarać się o jego wydanie - w Polsce, a jeszcze lepiej we Francji bądź Japonii. Właśnie tam ma największe szanse na sukces.

Choć screeny pochodzą z pokątnej kopii, jakości obrazu i dźwięku mogłoby jej pozazdrościć wiele polskich klasyków oficjalnie wydanych.

Oto one: tajemnicze, przerażające istoty...


Wszelaka roślinność wychodzi na plan pierwszy, dosłownie przysłaniając bohaterów.


Telewizja szkodzi!


Z siekierą na dąb.


Rzeź niewiniątek: zarówno delikatne listki...


...jak i wiotkie gałązki padają ofiarą ludzkiej agresji!


R.I.P.


Natura zawsze znajdzie sposób. A co z człowiekiem?!?

5 komentarzy:

  1. Rewelacyjne ujęcie Niemczyka z wężem, a w tle - cyjanek i arszenik!

    OdpowiedzUsuń
  2. Najlepszy dowód na to, jak trująca jest nauka prof. Niemczyka!

    OdpowiedzUsuń
  3. Trochę się nie zgadzam ze stwierdzeniem o radykalnych środkach. Wycinki lasu prowadzone są regularnie. Zauważmy, że w momencie wyrebu widać głównie robotników. Reszta to kwestia montażu oraz inscenizacji. Zauważmy, że przy sposobie realizacji każdego filmu trzbea mieć zgode na miejsce krecenia. Na pewno reżyser i produ cent ,musieli przedłożyć pisemko i wątpię, żeby dopuścili sie jakiejś większej samowoli.

    OdpowiedzUsuń
  4. No w końcu ktoś napisał coś porządnego o tym filmie

    OdpowiedzUsuń
  5. to była wycinka lasu. zresztą nie przesadzaj z tą maskarą. doczytaj dobrze kto był sponsorem filmu... Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska w Łodzi:)

    OdpowiedzUsuń