Nareszcie!!! W końcu doczekaliśmy się dalszego ciągu serii, której tom pierwszy pojawił się w Polsce już dziewiętnaście lat temu na łamach Komiksu (byłego Komiksu-Fantastyka). Niestety wydawnictwo upadło, zanim zdążyło zabrać się za tom drugi. Kilka stronic z niego znalazło się w pierwszym numerze magazynu CDN, który błyskawicznie zakończył działalność. Być może uznano wówczas, że nad cyklem Jeana-Claude'a Foresta i Paula Gillona wisi jakaś klątwa i na wszelki wypadek postanowiono zostawić go w spokoju? Wyzwanie podjął dopiero Egmont, którego pozycja potentata komiksowego rynku jest na tyle silna, że zapewne niestraszne mu żadne fatum.
Pierwsze wydanie zbiorcze zawiera pięć albumów, w tym Uśpioną gwiazdę, dobrze znaną starszym komiksomaniakom. Od 1991 roku zapewne nie raz zastanawiali się nad tym, jak dalej potoczyły się losy "tysiącletniego" Christophera; czy pięknej i do szaleństwa zakochanej w nim Marze udało się wyjść cało ze spotkania z okropnymi żabo-wiedźmami, którym ofiarowała swe życie; wreszcie jakim szczwanym fortelem bohaterowie zawładnęli kapsułą z uśpioną Valerią, "wielbioną przez milion szczurów"... Teraz wszystkie pytania doczekają się odpowiedzi - za niecałe 100 zł! (Hmm, Egmont powinien mi zapłacić za tak nachalną reklamę...)
O Rozbitkach czasu pisze się przeważnie jako o space operze i choć jest to właściwie trafne określenie, może zanadto kojarzyć się z nudziarstwem pokroju Star Treka. Tymczasem mamy do czynienia z dziełem oryginalnym, co chwila zaskakującym fabularnymi rozwiązaniami oraz wizualną inwencją. Najbardziej jednak zapada w pamięć jego poetycka, subtelnie dekadencka atmosfera. Widoczna chociażby w poniższym fragmencie tomu trzeciego. Piękna i drapieżna Quinine prowadzi Christophera na spektakl organizowany przez Tapira, wielką szychę na planecie Limavan, "człowieka podstępnego, okrutnego... ale także artystę."
Quinine: Doskonale. Tutaj nie przegapimy niczego z tego cudownego spektaklu...
Quinine: Ach! Oto i ona... Nosi maskę wedle ostatniej mody. Głowę puszczyka...
Christopher: Klowni rozdają coś w rodzaju dmuchawek... Co to oznacza?
Quinine: Nie wiem... To nowy numer...
Christopher: Jest niesamowita!... Tańczy nie dotykając ziemi...
Quinine: Urządzenie anty-grawitacyjne utrzymuje ją w stanie nieważkości... Wielkie wynalazki w służbie małych idei!... Natomiast dmuchawki pryskają rodzajem kleju, który jest zarazem pewnym symbolem... sprośnym...
Christopher: Powiedziałbym raczej: bańki mydlane...
Quinine: Te bańki wkrótce okrzepną, tworząc zwartą i twardą masę!... Widziałam już, jak robiono to ze zwierzęciem... Na koniec jest zawsze w tym jakaś interesująca... niespodzianka!
Christopher: Czy ona się udusi?
Quinine: Bez obaw! Tapir dba o artystów. Ma zresztą wiele innych sposobów na pozbywanie się swoich kobiet...
Quinine: Numer zmierza ku końcowi... Zobacz, kto wkracza na scenę... Tapir we własnej osobie!
Quinine: Uzbrojony jest w szablę o długiej klindze...
Quinine: I wcina się nią w samo sedno...
Szczerze mówiąc, nie znam tego komiksu, ale nie wiem czemu jego kreska przypomina mi komiks z mojego dzieciństwa "Zagładę Atlantydy" (o ile dobrze pamiętam tytuł). Choć ta seria też wygląda ciekawie. (^_^)
OdpowiedzUsuńW takim razie polecam!!! Kreska może najbardziej kojarzyć się z Bogusławem Polchem, który we wcześniejszych pracach (AIS) wzorował się na tym właśnie komiksie... ZAGŁADĘ ATLANTYDY - a właściwie ZAGŁADY, bo były dwie wariacje na ten sam temat (!) - rysował Zbigniew Kasprzak, czyli późniejszy Kas (YANS, HALLOWEEN BLUES).
OdpowiedzUsuńTom pierwszy ukazał się nie w Komiks-Fantastyce, lecz w jego kontynuacji - Komiksie (numer grudzień 1990, lub styczeń 1991-nie pamiętam dokładnie). Tom drugi nie ukazał się dlatego, że pismo Komiks upadło (ukazywało się do 1995 roku), lecz chyba dlatego, że tom pierwszy nie spotkał się z życzliwością odbiorców.
OdpowiedzUsuńKupiłem wydanie zbiorcze Egmontu, ale jakoś nie mogę przez nie przebrnąć, może w czasie przerwy świątecznej znajdę na toczas.
Oczywiście, nazwa wydawnictwa brzmiała wówczas KOMIKS, lecz celowo użyłem starej, która brzmi lepiej i której nie trzeba objaśniać. Ale zaraz to zmienię tak, by wszyscy byli zadowoleni, a na przyszłość postaram się o maksimum precyzji :-)
OdpowiedzUsuńNie jestem pewien, czy redaktorzy KOMIKSU aż tak dostosowywali się do gustu czytelników, np. pozostali obojętni na głosu krytyczne wobec VALERIANA. Pierwszego tomu PELISSY wiele osób wręcz nie znosiło, a jednak się uparli i wypuścili dalsze (na szczęście). Atencja, z jaką podeszli do UŚPIONEJ GWIAZDY, wydawała się świadczyć o tym, że traktują ROZBITKÓW... prestiżowo.
No cóż, można tylko domyślać się powodów, skoro nie zostały wyłożone wprost. A nie miałbym nic przeciwko notce tego typu: "Drodzy czytelnicy, nie doceniliście arcydzieła, więc sobie odpuszczamy. Żałujcie!" Brak konsultacji z czytelnikami mógł być jedną z przyczyn upadku wydawnictwa (choć z pewnością nie najważniejszą).
"Zagłady" znam chyba obie. Mam jakiś sentyment do tego komiksu. Idąc za ciosem, znalazłam Les Nefrauges w necie, ale po francusku, więc nic nie rozumiem. Jednak wciąż mogę podziwiać kreskę. (^_^)
OdpowiedzUsuńAnonimowy leszcz powyżej pisze że nie mógł przebrnąć, cóż, dla półmózgów takich jak on arcydzieło Foresta i Gillona to za wiele, to przekracza ich wyobraźnię. Cieszy mnie, że płeć piękna - piszę tu o queen of the grubs - docenia tę niebywałą serię. Bardzo dobry artykuł, tak poza tym.
OdpowiedzUsuńAnonimowy v.6.7
W pale się nie mieści chamstwo niektórych komentujących. Nie chcę nawet domyślać się na podstawie czego wyciągnąłeś wniosek, że przedmówca jest półmózgiem - chyba na podstawie własnego chorego widzimisię. Cóż... o Tobie wiemy bez domysłów jedno - cham podziwiający "Rozbitków czasu".
OdpowiedzUsuń