19 listopada 2010

Schulmädchen-Report 7: Doch das Herz muß dabei sein (1974) - Nastoletnia żądza w RFN

"To już siódma część Raportu o szkolnych dziewczętach. Czy od premiery pierwszej części staliśmy się bardziej moralni? Wątpliwe. Ale z pewnością pozbyliśmy się wiele pruderii." Od tych słów rozpoczyna się kolejny sexploitation pseudo-edukacyjny rodem z RFN. Formuła sprawdzona: historia przewodnia, której bohaterowie snują inne historie. Wszystkie dotyczą seksualnej aktywności uczennic niemieckich liceów. Za klamrę spinającą służy relacja z rozprawy sądowej, dotyczącej nielegalnego burdeliku, jaki założył przedsiębiorczy młodzieniec, namawiając do współudziału kilka bezpruderyjnych koleżanek. Rozprawa toczy się powolnym trybem, a siedzący na korytarzu rodzice dla zabicia czasu opowiadają sobie, co też wyrabia ta współczesna młodzież.

Ich konstatacje mogą uspokoić co niektórych widzów, przerażonych deprawacją nastolatków w XXI wieku. Nic nowego pod słońcem: już w latach 70. niepokojono się rozpasaniem dorastających i kręcono na ten temat alarmujące obrazy, do których jednak Raporty się nie zaliczają. Mocno wątpliwe, by realizatorzy serii pragnęli uświadamiać i przestrzegać, pomimo wszystkich deklaracji, jakie umieszczali przed każdym kolejnym odcinkiem. Przyświecający im cel jest jasny: pokazać jak najwięcej apetycznej, młodzieńczej golizny. Młodzieńczej, ale nie młodocianej - wszystkie aktorki, które tak ochoczo wcielają się w role siedemnastek, szesnastek i piętnastek, w rzeczywistości przekroczyły już magiczną granicę osiemnastki, pozwalającą im na legalne robienie tego, z czym jeszcze niedawno musiały się ukrywać.

A może wcale nie musiały? Jeśli wierzyć twócom Raportu, których inwencja w wymyślaniu pikantnych scenariuszy zdaje się niewyczerpana, nastolatki o seksie wiedzą wszystko i wszystkiego zdążyły też spróbować. Nie bez powodu w większości przedstawianych historyjek to one są górą, a nie dorośli, skrępowani konwenansami i nie nadążający za duchem czasu. W świecie Raportów znacznie częściej uwodzeni, wykorzystywani i porzucani są dojrzali mężczyźni, zazwyczaj przedstawiciele szacownych zawodów. Doktorzy, nauczyciele, psychiatrzy - wszyscy oni nader łatwo dają się omotać figlarnym nimfetkom. Ich kultura prawie bez walki kapituluje przed dziewczęcym biologizmem. Los samców budziłby litość, gdyby całej naszej uwagi nie pochłaniała kontemplacja cielesnych powabów ich nastoletnich kusicielek. Realizatorzy próbują również w inny sposób odwrócić uwagę widzów od wszelkich smutnych konstatacji, wprowadzając sporą dawkę humoru. W przypadku tegoż najbardziej ewidentna staje się różnica kulturowa pomiędzy Niemcami a resztą świata. Gagi, stanowiące dla nich beczkę śmiechu, okazują się mocno głupie bądź wręcz żałosne dla innych nacji. Może z wyjątkiem chińskiej i japońskiej, one również przepadają za monstrualnie grubym dowcipem.

W siódmej części Raportu brzemię komizmu spoczywa na barkach Rinaldo Talamonti, wcielającego się we włoskiego gastarbeitera Carlo, któremu niski status społeczny nie przeszkadza w licznych erotycznych przygodach. Z jakiegoś tajemniczego powodu podlotki faworyzują właśnie jego. Być może działa na nie jego włoski temperament, a może czują się paniami sytuacji, dominując nad Carlo pod każdym względem: fizycznym (nie jest ideałem męskiej urody), zawodowym (wykonuje proste prace fizyczne), a nawet lingwistycznym (niemiłosiernie kaleczy niemiecką mowę). Jurny Włoch jest jedynym stałym bohaterem serii, powracającym regularnie od swojego debiutu w "czwórce", gdzie udało mu się obsłużyć pod rząd cztery rozpalone dziewoje. "Siódemka" podnosi mu nieco kwalifikacje (jest kelnerem, ponadto kochankiem szefowej, co dobrze wróży na przyszłość), ale wymaga od niego biegania w negliżu po całym hotelu. Przecież czymś musi nas rozbawić!

Pozostałe epizody są poważniejsze, dzięki czemu harmonizują z "sądowniczym" motywem przewodnim. Mamy więc gang motocyklistów, który w swą przestępczą działalność wplątuje cud-dziewczynę (Sonja Jeannine, największa ślicznotka serii); seksowną prymuskę, która z żelazną konsekwencją wciela w życie wszystko, o czym przeczytała w podręczniku do wychowania seksualnego; wreszcie pewną blondyneczkę, zakochaną do szaleństwa w nauczycielu, który niestety woli wdzięki jej matki. Potrzeba podstępu, by wylądował w łóżku również z córką. Żadna z historii nie odbiega poziomem od poprzednich odsłon Raportu, nie sposób dostrzec ani podwyżki, ani też spadku formy, co przy siódemce w tytule powinno cieszyć. Pomimo wszystkich uproszczeń i słabości RFN-owska seria oddaje w dużym stopniu klimat dekady, w której nie obawiano się jeszcze interesować pożyciem płciowym nastolatków. Z perspektywy lat doskonale widać, że obwieszczony w prologu siódmej części Schulmädchen-Report triumf nad pruderią okazał tylko pobożnym życzeniem.

Nastoletnia żądza w dziewięciu odsłonach:

Na drugim planie Charles Bronson.


RFN to raj dla gastarbeiterów!


Wymarzony punkt widzenia


Podczas przyjmowania zamówienia kelner wykazuje się pełnym profesjonalizmem


Młodzieżowy gang torturuje swe ofiary na wymyślne sposoby...


Czarny charakter pije i pali.
Już wówczas nie były to nałogi mile widziane!


Mężczyźnie znacznie trudniej się obnażyć...


Igraszki przy tablicy


Najwymyślniejsze pozycje obejrzymy w finale!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz