23 grudnia 2008

Prince Of Foxes (1949) - Ave Caesar!



"Być Cezarem albo niczym" - takie oto credo wybrał sobie Cezar Borgia (1475-1507). Syn niesławnego papieża Aleksandra VI marzył bowiem o zjednoczeniu Włoch, rozbitych w owym czasie na liczne miasta-państwa. Gdyby jego plany doczekały się realizacji, może rzeczywiście mielibyśmy do czynienia z nowym wcieleniem Juliusza Cezara?



Film „The Prince Of Foxes” pokazuje, dlaczego sen Borgii o własnym imperium nie miał prawa się ziścić. Zjednoczenie Italii pod jednym berłem oznaczało w praktyce mozolne podbijanie kolejnych księstewek, które ceniły sobie niezależność i nie miały w zwyczaju patrzeć perspektywicznie. Ponadto inne możne rody, na przykład Sforzowie, skutecznie przeciwdziałały dominacji Borgiów. W ostatecznym rozrachunku Cezar stracił armię, musiał ratować się ucieczką za granicę i zmarł na wygnaniu. Historycy nie oceniają go jednoznacznie. Czy był wielkim wizjonerem czy też żądnym władzy tyranem? Cokolwiek by o nim nie sądzić, pozostaje postacią wielkiego formatu. A w interpretacji niektórych, na przykład Mario Puzo („Rodzina Borgiów”), nawet postacią tragiczną.



Twórcy filmu nie mieli jednak wątpliwości, że Cezar był uzurpatorem, któremu władza absolutna uderzyła do głowy. Bohaterem uczynili więc kogoś innego, tytułowego "księcia lisów". Andrea Orsini (Tyrone Power) to świeżo upieczony arystokrata, obdarzony talentem malarskim i uwodzicielskim. Odwaga i pewność siebie zyskują mu względy samego Cezara. Andrea zostaje przez niego wysłany z misją dyplomatyczną. Ma wyperswadować hrabiemu Verano ofiarowanie Borgii większości swej armii i umożliwienie wojskom swobodnego przemarszu przez terytorium księstwa. Orsini nie tylko nie wywiązuje się z powierzonego zadania, lecz otwarcie staje do walki z tyranem, broniąc niepodległości księstwa. W przemianie wewnętrznej dotychczasowego lekkoducha duży udział ma uczucie do Camilli (Wanda Hendrix), pięknej i szlachetnej żony hrabiego. Wkrótce rozpoczyna się otwarta wojna. Podczas oblężenia ginie Verano, przed śmiercią błogosławiąc związkowi Andrei i Camilli.



Armia Cezara ma zdecydowaną przewagę liczebną i dzielni obrońcy muszą złożyć broń. Czy "książę lisów" zapłaci głową za zdradzenie Borgii? Wszystko na to wskazuje, lecz w tym momencie wkraczają prawa rządzące gatunkiem "płaszcza i szpady". Umożliwiają one bohaterowi: a)oszukanie okrutnego władcy za pomocą fortelu, przygotowanego przez rezolutnego sługę; b) uratowanie ukochanej, więzionej przez złego władcę w wieży. Do punktu c, czyli definitywnego pokonania złego władcy, nie dochodzi. Twórcy nie chcieli aż tak przekłamywać historii, dają nam jednak posmak zwycięstwa. Oto w podbitym księstewku wybucha powstanie, przywracające dawny porządek, zaś imperium Cezara wali się w gruzy, co symbolizuje spalenie się godła władcy z dewizą "To die is cast" (odpowiednik cezariańskiego "Kości zostały rzucone").



Gdyby „Książę lisów”powstał dzisiaj, z pewnością miałby mniej skomplikowane dialogi, bardziej wartką akcję i zdecydowany happy end, w którym Orsini przeszywa Borgię szpadą. Na szczęście ponad pół wieku temu Hollywood traktował historię z nieco większą powagą. Jako widowisko film prezentuje się dobrze, choć nie znakomicie. Dynamiczne sceny oblężenia sąsiadują ze statycznymi, nieco przegadanymi. Przydałoby się trochę więcej rozmachu.



Nie zawodzą aktorzy charakterystyczni. Tyrone Power specjalizował się w rolach amantów o skomplikowanym życiu wewnętrznym. Dzięki temu wypada dziś ciekawiej niż prostolinijny Eroll Flynn, inny ekranowy awanturnik z tamtego okresu. Wanda Hendrix odznacza się klasyczną urodą, dzięki czemu wypada bardzo przekonująco w kostiumie z epoki. Felix Aylmer jako hrabia Verano to absolutny pozytyw: autorytet moralny, szacowny starzec, niezłomny humanista i mentor bohatera. Everett Sloane gra wyjątkowo ciekawego osobnika: Mario Belli jest postacią niejednoznaczną i nie wiadomo, po czyjej stronie stanie w decydującym momencie.



Wszystkie kreacje bledną jednak przy Cezarze Borgii, w którego wcielił się Orson Welles. Twórca „Obywatela Kane” wypada rewelacyjnie i bez problemu kradnie film Powerowi, choć pojawia się zaledwie w czterech dłuższych sekwencjach. W jednej z nich musi wykazać się okrucieństwem, by widz na własne oczy przekonał się, że nie należy z nim sympatyzować. Tylko dzięki mistrzostwu Wellesa nie powstała z tego kolejna wariacja na temat "świrus na tronie", w stylu Jaya Robinsona (Caligula z „The Robe” Henry'ego Kostera). Nie, Cezar jest inteligentny, ambitny, czarujący, a w kwestii okrucieństwa... Cóż, kto by nie wpadł w szewska pasję, gdy jego emisariusz przechodzi na stronę wroga? Chyba jednak się zapędziłem i wyraźnie stanąłem po stronie tyrana! Jest tak zapewne za sprawą znakomitego, porywającego Wellesa. W tym samym roku aktor stworzył pamiętną kreację w „Trzecim człowieku” Carola Reeda. Harry Lime, amoralny i imponująco makiaweliczny czarny charakter, z pewnością odnalazłby z Cesarem Borgią wspólny język.



Link IMDb: http://www.imdb.com/title/tt0041767/

Brak komentarzy: