Animacja Koroshiya 1: Animated Episode 0 oraz aktorski 1-ICHI to prequele Ichiego Zabójcy, mangi stworzonej przez Hideo Yamamoto i przeniesionej na ekran przez Takashiego Miike. Film z udziałem Tadanobu Asano zdobył olbrzymią popularność i w chwili obecnej ma już solidnie ugruntowany kultowy status. Można przypuszczać, że głównym motywem twórców obydwu prequeli była chęć zysku. Temat cieszy się bowiem tak wielkim zainteresowaniem, że wystarczy nakręcić cokolwiek doń nawiązującego, by odnieść komercyjny sukces.
Co różni obydwie produkcje, oczywiście poza sama techniką wykonania? 1-ICHI odwoływał się do filmu Miike, który animacja ignoruje, nawiązując bezpośrednio do mangi. To drugie podejście przynosi lepsze rezultaty - Animated Episode 0 okazuje się lepszym, dosadniejszym prequelem. Pamiętajmy, że mangę słusznie uznano za "najbrutalniejszego reprezentanta gatunku" (Frank Miller). Jeszcze dalej niż Yamamoto posuwają się tylko twórcy ero-guro, tacy jak Waita Uziga czy Suehiro Maruo, ale ich twórczość przynależy do undergroundu, nie jest i nigdy nie będzie mainstreamowa.
Wszystkich fanów ICHIEGO z pewnością ucieszy fakt, że animacja dochowuje wierności mandze, ostentacyjnie pławiąc się w okrucieństwie i perwersyjnej erotyce. Jest tak krwawa i paskudna, jak tylko się da. Fabuła skupia się na ukazaniu, jak to neurotyczny nastolatek odkrywa w sobie sadystyczne skłonności. Seksualność Ichiego ujawnia się w gigantycznym wzwodzie, jaki ma podczas oglądania scen przemocy, oraz w orgazmie, jakiego doznaje podczas zadawania śmiertelnego ciosu. Zbrodnie, jakich się dopuszcza, nie są jednak w żaden sposób wykalkulowane. Chłopak traci wszystkie zahamowania i wpada w psychotyczną wściekłość wyłącznie pod wpływem fizycznego bólu.
Jakkolwiek porąbany by Ichi nie był, pozostali bohaterowie niewiele się od niego różnią. Porzućmy nadzieję, że zobaczymy w filmie choć jednego przyzwoitego człowieka. Nic z tego - mamy do czynienia z alternatywną wersją rzeczywistości, w której brutalność stała się normą w stosunkach międzyludzkich. Wizja świata najczarniejsza z możliwych, kompletnie pozbawiona humoru. Dokładnie tak, jak w mandze Yamamoto (film Miike jest nieco bardziej "zabawowy").
Wszystko bardzo ładnie, ale i tak nie jestem usatysfakcjonowany. Twórcy ponownie uznali, że najciekawszą postacią w fabule pierwowzoru jest psychotyczny beksa. Błędny wniosek! Ichi może sobie być bohaterem tytułowym, lecz w centrum zainteresowania czytelników i widzów znajduje się jego antagonista, masochistyczny yakuza Kakihara. To dopiero intrygująca postać! W przeciwieństwie do mazgajowatego Ichiego dokładnie wie, czego chce od życia i co go kręci. Ma tajemniczą przeszłość, wartą zbadania (w mandze dostajemy zaledwie kilka skąpych informacji). Dlaczego by nie skupić się na nim? Nie wierzę, żeby twórcy nie zdawali sobie sprawy, jak wielką popularnością cieszy się wśród odbiorców. Wystarczy spojrzeć na okładkę Animation Episode 0. Czyja pocięta buźka zachęca nas do oglądania?
Kakihara co prawda promuje DVD, lecz w samym anime pojawia się tylko na chwilę. Sytuację osładza nieco fakt, że przemawia głosem samego Takashiego Miike! Jego "cameo" to właściwie powtórka z rozrywki, czyli finałowy pojedynek megasadysty Ichiego z megamasochistą Kakiharą. Dodajmy, że w wersji kanonicznej, tzn. przedstawionej w mandze Hideo Yamamoto. Widzowie, którzy fabułę Ichi The Killer znają tylko z filmu, mogą być więc ździebko zdezorientowani.
Link IMDb: http://www.imdb.com/title/tt0362808/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz