Luigi Cozzi, włoski reżyser kochający sience-fiction wielką i bezkrytyczną miłością, dokonał w pierwszej połowie lat 80tych bezprecedensowego melanżu tego gatunku z kinem sandałowym. Efektem eksperymentu są dwie części Herkulesa (1983 i 1985), w których przygody mitologicznego siłacza zostały nie tyle odtworzone, co wymyślone raz jeszcze. W miejsce antycznych podań pojawia się kosmogonia new-age. Bogowie okazują się w niej ciałami planetarnymi, zaś Deadal kobietą-naukowcem, głoszącą triumf bezdusznej techniki i wytwarzającą kolejne mechaniczne bestie, z którymi mierzy się nasz bohater. Z usług Dedala (Dedalki?) korzysta zły władca Minos, marzący o zdetronizowaniu Zeusa i podboju całej galaktyki. To już nie tylko swobodne potraktowanie mitów, to po prostu kompleksowa, systematyczna herezja! Dziwy nad dziwami, ale nie uciekłem od niej z krzykiem. Wręcz przeciwnie, obydwie części obejrzałem z niemałym zainteresowaniem. Do mojej nietypowej reakcji bez wątpienia przyczynił się radykalizm twórcy, który nie poprzestaje na typowych dla filmowych ekranizacji greckiej mitologii zmianach, polegających zazwyczaj na redukcji i spłycaniu wątków, lecz podejmuje się szalonego zadania napisania wszystkiego od nowa!
Druga część dyptyku, o dość banalnym tytule Przygody Herkulesa, nie powinna zaskoczyć nikogo, kto widział pierwszą. W dalszym ciągu Hercules ma doskonałą rzeźbę i ubogą mimikę Mistera Universum Lou Ferrigno (który dekadę wcześniej rywalizował o tytuł mistrzowski z samym Arnoldem Schwarzeneggerem, o czym opowiada świetny dokument Pumping Iron). Tym razem heros zstępuje z gwiazd na specjalne życzenie Zeusa. Czwórka zbuntowanych bóstw ukradła jego siedem magicznych błyskawic, za pomocą których sprawował władzę nad wszechświatem. Pozbawienie mocy Zeusa grozi kolizją planet - ziemia zderzy się z księżycem! By nie dopuścić do kataklizmu, Hercules musi odnaleźć siedem magicznych piorunów, ukrytych przez rebeliantów na ziemi. Nie jest to zanadto trudny quest. Heros co chwila spotyka jakiegoś wymyślnego potwora i po wygranej walce okazuje się, że właśnie uzyskał kolejny piorun. Cóż to za miła odmiana po siódmej odsłonie przygód Harry'ego Pottera, wypełnionej długimi i mało konkretnych poszukiwaniami horkruksów! Podczas gdy Hercules poci się w licznych potyczkach, napinając tricepsy i bicepsy imponujących rozmiarów, zbuntowani przeciwko władzy Zeusa bogowie - Hera, Afrodyta i Posejdon - ożywiają jego największego wroga, króla Minosa. Na własną zgubę, bowiem zły władca zdobywa kosmiczny laser i obraca go przeciwko własnym dobroczyńcom, w pierwszej kolejności dezintegrując Posejdona! Reszta bóstw jest bezradna i kryje się po zakamarkach uniwersum. Tylko muskularny heros może stawić czoła uzurpatorowi...
To szalony film, przepełniony po brzegi oryginalnymi pomysłami, z których żaden nie wydaje się reżyserowi zbyt dziwaczny. Na przeładowaniu konceptami cierpi spójność fabuły, o logice nie wspominając. Nietrudno się domyślić, że próba stworzenia alternatywnej mitologii nie zakończyła się sukcesem, tzn. nie przemówiła do masowej publiczności. Starsi widzowie pamiętali mitologię klasyczną (tudzież oparte o nią filmy Raya Harryhausena), zaś młodym w pełni wystarczało uniwersum George'a Lucasa. Wysiłki Luigi Cozziego docenili dopiero miłośnicy campu, dostrzegając w jego dyptyku monstrualnych rozmiarów kicz, który niepomiernie bawi i zadziwia. Pamiętającym lata 80te odbiorcom Przygody Herkulesa (dość banalny tytuł w kontekście całości) mogą również dostarczyć nostalgicznych wzruszeń. Była to bowiem dekada, w której wszystko wydawało się możliwe, a pojęcie "obciachu" praktycznie nie istniało. Dzisiejsze kino stało się znacznie bardziej asekuranckie, panicznie obawiając się eksperymentowania. Trudno liczyć, by zaskoczyło nas czymś wyjątkowym.
Męstwo i siła mają od 1985 roku nowe oblicze - oblicze Lou Ferrigno! A wygląda ono tak:Space Age Hercules
Drżyjcie, maszkary!
Kolejny piorun w garści.
"Za pomocą tego magicznego miecza nauka zatriumfuje!" -
Minos (William Berger) i Dedal (Eva Robin's) snują złowrogie plany.
Urania (Milly Carlucci), śliczna towarzyszka Herkulesa,
przypomina nieco Kylie Minogue...
Podobieństwo szczególnie rzuca się w oczy podczas sekwencji "konstelacyjnych" (por. videoclip "I Believe In You")
Na kosmicznej platformie bohater dostaje od Ateny (Carla Ferrigno)
magiczną tarczę. Przyda się w starciu ze złowrogim Minosem!
Antagoniści stają do walki pod postacią wiązek kosmicznej energii
(niebieska - Herkules, żółta - Minos)
Obydwaj potrafią przybrać dowolne kształty.
A przybierają właśnie takie...
"Wstrzymał Księżyc, ruszył Ziemię!"
Lou Ferrigno to jedyny Prawdziwy Herkules!
OdpowiedzUsuńciesze sie, ze znow zaczales pisac!
OdpowiedzUsuńW tej odsłonie Herkules jako wielka małpa nie jest zaskoczeniem (vide fotka z Uranią). A że King Kong musi mieć godnego przeciwnika...
OdpowiedzUsuń