17 stycznia 2011

Psycho Shark (2009) - Czekając na rekina


Wydawałoby się, że nie ma nic prostszego, niż nakręcenie przyzwoitego horroru o ataku morskiego tałatajstwa wszelkiej maści (rekinów, piranii, barrakudy, krabów, itp.). Należy skupić się na prezentacji trzech grup. Do pierwszej z nich zalicza się drapieżnik (bądź stado drapieżników), budzący grozę zwyczajami i wyglądem. Druga obowiązkowa grupa to potencjalne ofiary. Choć wodnym bestiom jest zapewne wszystko jedno, kogo wezmą na ząb, widz widzi najchętniej w roli przekąsek zastęp apetycznych i niezbyt rozgarniętych dziewcząt. Szowinistyczne? I to jak! Prawdę mówiąc, poprzez pożeranie wzrokiem tych wszystkich pełnych biustów i krągłych pośladków sami zaczynamy czuć się jak drapieżcy! Ponieważ jednak identyfikacja z rekinem czy piranią nie każdemu jest w smak, niezbędne staje się wprowadzenie na scenę trzeciej grupy: spontanicznie organizującej się drużyny śmiałków, podejmujących nierówną walkę z siłami natury.

Jak widać, recepta nie jest skomplikowana, a jej skuteczności dowiódł olbrzymi sukces wiadomego przeboju Stevena Spielberga. Jednakowoż były to miłe złego początki. Gatunek nader szybko uległ degeneracji, przechodząc w ręce absolutnych partaczy, którzy nawet z gotowego przepisu na przebój nie potrafili wysmażyć niczego zjadliwego. Ten stan rzeczy utrzymuje się aż po dziś dzień. Dominuje absolutna tandeta. Tylko raz na jakiś czas pojawia się godny reprezentant, który dostarcza widzom dokładnie tego, czego sobie życzą. Kilka miesięcy temu taką rewelacją była Pirania, która zaatakowała we wszystkich multipleksach (niestety, mankamentem kinowego seansu była konieczność zakładania okularów 3D, przereklamowanego gadżetu, którego głównym zadaniem jest znaczne podwyższenie ceny biletu). Choć film Alexandre’a Aji nie sposób uznać za arcydzieło, nieoczekiwanie okazał się szczytowym osiągnięciem tej odmiany horroru na przestrzeni kilku ostatnich lat. Dla kontrastu, powstały niecały rok wcześniej Psycho Shark miałby poważne szanse na zajęcie pierwszego miejsca w kategorii najgorszej produkcji typu "Sea Monster Movie", gdyby tylko o jego istnieniu dowiedziała się większa liczba osób.

Przyczyny jednoznacznego odrzucenia japońskiej produkcji przez amatorów gatunku wydają się jasne. Najistotniejszej roli nie odgrywają tu wcale takie czynniki, jak rażąco nieudolne efekty specjalne. Nie takie drobnostki były już niszowym twórcom wybaczane, a nawet brane za dobrą monetę (osobna kategoria dzieł „tak złych, że aż dobrych”). Prawdziwym powodem jest nie zastosowanie się przez twórców do wypracowanej w latach siedemdziesiątych recepty, która od tamtej pory urosła do rangi niepisanej reguły. Potencjalni odbiorcy tytułu Psycho Shark wcale nie są wybredni, oczekują po prostu japońskiej wersji Szczęk. Może tylko z bardziej „psychotyczną” odmianą rekina (kompleks Moby Dicka?). Prolog filmu, przedstawiający trójkę roześmianych dziewczątek, pluskających się w wodzie, zdaje się potwierdzać typowe oczekiwania. To przecież jasne, ten nastrój spokoju jest tylko pozorny, lada chwila pojawi się rekin i schrupie chichotki co do jednej! Tymczasem nic podobnego się nie dzieje. Dostajemy tylko mglistą sugestię, że plażową idyllę coś zakłóciło. Po liście płac następuje prezentacja dwóch innych dziewczątek. Co jednak stało się z pierwszymi trzema? Gdzie zawieruszył się rekin? Jeśli je zjadł, to dlaczego tego nie pokazano? Takie właśnie pytania dręczyć będą każdego, kto zdecydował się na seans, lecz odpowiedzi doczekają wyłącznie najcierpliwsi. Aż do finału niepodzielnie króluje nastrój niedopowiedzeń. Jest on jak najbardziej wskazany w kryminale, lecz mocno wątpliwy w gatunku, którego raison d’etre stanowią dynamiczne i krwawe sceny podwodnych ataków. Tych nie uświadczymy. Film stara się budować napięcie poprzez sugestie i kreowanie atmosfery zagrożenia, ewentualną konfrontację z siłami natury zostawiając na koniec.

Nie po raz pierwszy zdarzyło się, że niewłaściwa reklama, rozbudzająca oczekiwania, jakich dzieło po prostu nie mogło spełnić, przyczyniła się do jego porażki. W tym wypadku całą winę ponoszą pospołu tytuł i plakat, obiecujące jak najbardziej standardową rozrywkę. Czy jednak w porę uprzedzony i w związku z tym odpowiednio nastawiony odbiorca mógłby uznać Psycho Shark za dzieło udane? Przyznam, że sam mam problem z obiektywną oceną tego filmu. Wydaje się bowiem, że z całego sztafażu „Sea Monster Movie" reżysera interesowała przede wszystkim grupa apetycznych ofiar. Wiele wskazuje na to, że zebrawszy na planie miłą dla oka obsadę, twórca Psycho Shark zupełnie stracił głowę, zapominając przy niej o wszystkim, nawet o tytułowym rekinie. Choć nie świadczy to zbyt dobrze o jego profesjonalizmie, nie potrafię ze spokojnym sercem pierwszy rzucić kamieniem. Skoro aktorki mają tyle wdzięku, może lepiej skupić się na nich, zamiast na jakiejś ohydnej morskiej kreaturze?! Kto wie, czy będąc na miejscu Johna Hijiri nie pomyślałbym tak samo? Uspakajam się jednak, że nawet zaślepiony urokiem płci pięknej potrafiłbym znaleźć jakieś kompromisowe rozwiązanie. Jeśli okazałoby się, że z krwawego horroru nici, bo i rekina trzeba upychać na siłę, i nie ma też pieniędzy na efekty specjalne (ten brak jest widoczny na ekranie!), może zdecydowałbym się na realizację plażowego kryminału? Albo komedii romantycznej z podlotkami dla podobnych im podlotków?

W ostateczności, kiedy na podorędziu nie znajduje się żaden przyzwoity scenariusz, istnieje możliwość nakręcenia filmu z „bikini idols”. Jest to bardzo specyficzny gatunek, który wydaje się stricte japońską specjalnością. Robota realizatora sprowadza się tutaj na bieganiu z kamerą za biuściastymi ślicznotkami, ubranymi najczęściej w kostium kąpielowy (choć zdarzają się im również kuse spódniczki). Dziewczyny robią dokładnie to, co bohaterki Psycho Shark – uśmiechają się uroczo, odsłaniając białe ząbki, wdzięczą do kamery, biegają po plaży, pluskają w wodzie… Zachodni odbiorca może być zaskoczony, że w tego typu produkcjach nie dzieje się właściwie nic więcej. Nie ma mowy o seksie, ba, modelki nie muszą się nawet rozbierać. Są to, paradoksalnie, filmy erotyczne bez erotyki! Od bikini idols oczekuje się nie epatowania seksapilem, lecz promieniowania dziewczęcym wdziękiem. To ich niewinność i młodość mają być dla widza źródłem satysfakcji. Myślę, że obecność tego typu produkcji dobrze świadczy o różnorodności japońskiego rynku erotycznego. Przecież nie każdy wielbiciel kobiecych kształtów musi gustować w wyuzdanej, wulgarnej pornografii. Niektórym do pełni szczęścia wystarczą już kuso odziane, radosne dziewczątka.

Rozpatrywany w tej właśnie kategorii Psycho Shark należy uznać za osiągnięcie. Od bohaterek trudno oderwać wzrok i 70 minut w ich towarzystwie mija szybko i przyjemnie. Trudno natomiast obronić film jako thriller, nawet jeśli miłosiernie spuścimy zasłonę milczenia na nieszczęśliwy wątek rekina-giganta. Przewodni wątek porzuconej w pokoju hotelowym kasety video, zawierającej przesłanki do rekonstrukcji popełnionej niegdyś zbrodni, zamierzony został jako sugestywny, a wyszedł przede wszystkim niejasny (np. ile właściwie jest kamer i dlaczego bohaterka nie obejrzy za jednym zamachem całego nagrania, skoro taka ciekawa…). Sama kaseta video to jeszcze czkawka po Ringu i Blair Witch Project. Czas już zmodernizować ten wyeksploatowany schemat! Obecnie króluje zapis cyfrowy i trudno uwierzyć, że młode i modne dziewczyny kurczowo trzymają się przestarzałej technologii. Jeśli zaś chodzi o scenariusz, uporczywie narzuca mi się skojarzenie ze szwajcarskim serem... Ale dość już narzekania! Pomimo wszystko udało się wykreować niepokojącą atmosferę, w czym brak logiki nie przeszkodził, a może wręcz przeciwnie... Psycho Shark niewątpliwie ma potencjał i pozostaje trzymać kciuki za realizatora, aby następnym razem wyszło nieco mniej absurdalnie i nieco bardziej składnie. Jeśli zaś kariera twórcy horrorów nie jest mu pisana, może bez wahania spróbować szczęścia jako realizator filmów z „bikini idols”. Przyznajmy, że nie jest to praca najgorsza z możliwych!

Nietrudno odgadnąć, że skąpo odziane dziewuszki zdominują galerię. Znalazło się jednak miejsce dla tytułowego rekina – w dwóch odsłonach!

Najszczuplejsza bohaterka i najładniejsza bohaterka
w kostiumach plażowych.


Najładniejsza bohaterka (strój wieczorowy)


Najbardziej biuściasta bohaterka (kostium plażowy)


Najbardziej romantyczna bohaterka (w znoszonym dresie)


Najbardziej tajemnicza bohaterka...


Psycho


Shark (symboliczny)


Shark (komputerowy)

3 komentarze:

  1. Rekin jak malowane! W Polsce też mamy potencjał, jeśli chodzi o tego typu produkcje - widzom Polsatu znane są nie od dziś kapłanki kultu Bogini Bikini.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zwłaszcza Arcykapłanka Pamela!

    OdpowiedzUsuń
  3. Thanks For this subject. I will follow ur blog. ı also have a blog related uni student http://www.unnicity.com if you want we change link..

    ugurum2211@hotmail.com

    OdpowiedzUsuń